Minął tydzień i nadszedł wielki dzień. Ślub Iniesty. Czekałem na ten dzień długi czas, widziałem jak pasują do siebie z Anną. Po prostu są jak dwie krople wody...
Jeśli chodzi o mnie i Danielle.. Jest coraz gorzej... Kłócimy się kilka razy dziennie i zawsze jest ona niepotrzebna.. I właśnie zbliża się kolejna.
-Kochanie co ubierasz? - zapytała.
-No ten garnitur co jest na łóżku, zobacz sobie.
-Czyś ty oszalał?!
-Bo?
-Cholera człowieku! Nie widzisz tej plamy na marynarce?!
-Ona jest wielkości ziarenka piasku, poza tym czarna więc i tak nie widać!
-Ale jest! Nie pójdziesz w niej, nie będziesz mi wiochy robił!
-Słucham?! A kto idzie w różowej sukience?!
-Różowy jest modny głąbie!
-Serio? Jakoś ty jedyna będziesz w tym jakże modnym kolorze!
-Zamknij się już cholero jedna codziennie musisz mnie wkurzać?!
-Cholera skończ na mnie krzyczeć! Każdy ubiera co chce i koniec kłótni!
Nie odpowiedziała tylko obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Nie wiem co się z nami dzieje, po prostu nie wiem..
***
Ślub minął przyjemnie, widać jacy są ze sobą szczęśliwi. Daniella od czasu kłótni nie odezwała sie do mnie ani razu. Pojechaliśmy do restauracji w której miała odbyć się zabawa.
Zaparkowałem i wysiadłem chcąc zachowac się ak gentelman i otworzyć Danielli drzwi. Lecz kiedy podeszłem do nich, ona z całej siły je otworzyła przez co oberwałem w moje jakże czułe miejsce..
-Oj przepraszam. - uśmiechnęła się wrednie.
-Mhm - próbowałem opanować ból.
Ona trzasnęła drzwiami i przeszła obojętnie obok mnie.
-Daniella!
Odwróciła się wywracając oczami.
-Czego?
-Poczekaj na mnie.
-Pff..
Już chciała odejść ale ja z trudem podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę.
-Zostaw mnie! - wrzasnęła wyrywając się mi.
-Dan daj mi dojść do słowa! Tutaj jest pełno paparazzi, chociaż udawajmy że jesteśmy ze sobą aktualnie szczęśliwi, chcesz żeby potem chodziły jakieś plotki?
-Ehhh... Dobra chodź.. - wyciągnęła w moją stronę rękę. Złapałem ją i ruszyliśmy do wejścia.
***
Świetnie się bawiliśmy, naprawdę. Były tańce, zabawy, alkohol. Podszedł do mnie Iniesta, już troche nachlany. Nie dziwne, nie dość że jego wesele to jeszcze późna godzina. Ja jakoś się jeszcze trzymałem.
-Cesc kochanie ty moje chodź tu do mnie! - podszedł do mnie i przytulił mnie. Zdziwiony poklepalem go po plecach.
-Już już - próbowałem go odciągnąć.
-I co jak sie bawisz?
-Zajebiście - uśmiechnąłem się.
-To dopsz. Ej znasz tutaj wszystkich?
-Nie całkiem...
-To chodź przedstawie ci ich!
-Jasne.
Podchodziliśmy po kolei do każdego i witaliśmy się. Szczerze nie miałem na to ochoty, ale nie mogłem odmówić. I nagle zobaczyłem ją. Anioła którego spotkałem na murawie. Stała z jakimiś kobietami i śmiala się w głos ukazując swoje piękne zęby, co chwile popijając lampkę wina. Moje oczy w jednej chwili zmieniły swoją wielkość na pięciozłotówki. Jak się domyśliłem podeszliśmy do nich.
-A to Sara Black, moja stara znajoma z podstawówki.
Dziewczyna odwróciła się w naszą strone usmiechnięta, jednak gdy mnie zobaczyła usta opadły jej z wrażenia.
-O boże Cesc?! - zasmiała się.
-Hej Sara - podrapałem się po szyi śmiejąc się.
-Wow, co za spotkanie..
-No..
-To wy się znacie?! - Andres patrzył raz na mnie raz na Sare.
-Trochę.. - mrugneła do mnie.
-Aha.. Dobra.. Nie ogarniam.. Idę stąd.. - odszedł patrząc daleko przed siebie.
Zostałem z nią sam.
-Tooo.. Co tu robisz? - zapytała.
-Stoję - uśmiechnąłem się.
-Haha, dobra, rozumiem - zasmiała się.
Długa jeszcze gadaliśmy śmiejąc się aż w końcu usłyszałem jak DJ puszcza piosenkę Chrisa Browna - With You. Kochałem ta piosenke.
-Zatańczymy? - wyciągnąłem do niej rękę. Dziewczyna zakrztusiła się winem.
-Jasne! - szeroko się uśmiechnęła.
Weszlismy na parkiet położyłem jej rekę na biodrze a ona mi na ramieniu, drugie ręcę opletliśmy. Przyciągnąłem ją tak, że nasze ciała sie stykały. Patrzyliśmy sobie w oczy tańcząc w rytm bijącej z głośników muzyki. Serce samo prowadziło moje nogi. A co mówiło serce? "Tańcz z nią, tańcz.."
Dopiero po dłuższej chwili przypomnialo mi się o Danielli, ale jakoś nie miałem ochoty teraz zastanawiać sie gdzie jest.
***
Późna godzina. W powietrzu plącze się zapach alkoholu pomieszany z tytoniem. I wtedy Pique wpada na pewien pomysł. Zagrać w butelkę. I tu zaczyna się cała akcja mojego życia.
______________
No :D Odcinek miał byc bardzo długi, ale postanowiłam jednak podzielić go na dwie cześci ;D Także tego.. Akcja rozpocznie się w następnym odcinku kiedy to rozpocznie się gra w butelkę, ktora całkowicie zmieni życia Cesca :D
Komentujcie i jakbyście mogli, to polecajcie : 33
Pozdrawiam i do następnego Xx
EDIT: Przepraszam cię bardzo kochanie, zapomniałam o tej dedykacji >.< no więc dedykacja dla pięknie wspierającej mnie i cudownej Natalii < @natliie > ♥
piątek, 20 lipca 2012
sobota, 14 lipca 2012
Part 2
Podawaliśmy sobie profesjonalnie piłkę chcąc pokazać Włochom kto tu rządzi. Gdy dostałem piłkę czułem się w swoim żywiole biegłem jak najszybciej do bramki tylko szukając gdzieś moich kolegów. Graliśmy tak przez pierwsze minuty aż w końcu.. 14 minuta. Wszyscy jesteśmy na połowie Włochów, podajemy piłkę coraz bardziej zbliżając się do bramki. Wiedziałem że musze zadziałac więc pobiegłem bliżej bramki, zobaczyłem że piłak leci w moją stronę, przejąłem ją i leciałem pod bramkę jak najszybciej. Otoczyli mnie jednak Włosi i nie wiedząc co robić leciałem dalej na wprost. Potem dopiero zauważyłem że znajdowałem sie już przy białej linii, więc ryzykując wybiłem piłkę na środek. Dopiero gdy zobaczyłem falującą siatkę zoorientowałem się że udało się. Po chwili zobaczylem jak w moja stronę biegnie Silva. O boże udało mu się. Rzucił mi się w ramiona a ja objąlem go w pasie.
-Brawo chłopie! - poczochrałem mu włosy.
Ten nie odpowiedzial, za bardzo cieszył. Pobiegł podzielić się radością z kibicami. Popatrzyłem w stronę Włochów. Byli załamani. Już wiedziałem że puchar będzie nasz.
Graliśmy dzielnie dalej. Szło nam coraz to lepiej, nie pozwalalismy Włochom przejąć piłki.
No i nadeszła 41 minuta i kolejna bramka strzelona przez Albe. Wow. Teraz to dopiero dostaliśmy kopa. Przez te 4 minuty podawaliśmy sobie piłki śmiejąc się w duchu z Włochów.
Usłyszeliśmy gwizdek. Nareszcie. Powoli schodziliśmy z boiska klaskając w stronę widowni. Nagle poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy. To był Silva rozbawiony do łez.
-Fabregas mój mistrzu! - klepnął mnie w pośladki. Wygiąłem się w łuk z bólu.
-Ja? To ty strzeliłeś! - klepnąłem go w policzki.
-Ale bez ciebie bym nie strzelił!
-Och zamknij się! - zaśmiałem się i popchnąłem go lekko.
Weszliśmy do szatni śpiewając na głos hymn Hiszpanii. Podszełem do swojej szafki i wyjąłem butelke wody po czym oblałem się nią. Od razu lepiej. Wziąłem łyka i rzuciłem nią w kont szafki. Ująłem moją koszulkę w dłonie i przejechałem po mokrej od wody i potu twarzy.
-Ulala ktoś tu ostatnio ćwiczył! - usłyszałem znajomy głos. To był Pique.
-Musiałem bo przez te twoje ciągłe wypady na piwo wszystko znikło i musiałem tak jakby zacząć od początku - uśmiechnąłem się wkurzony.
-Oj oj. A jak już jesteśmy przy tym temacie-chcesz iść po meczu na piwo? - zaśmiał się wrednie. Ja jedynie uderzyłem go pięścią w brzuch.
Usiadłem na ławce, podparłem się ramionami na nogach i rozejrzałem się po szatni. Nagle zauważyłem Torresa. Siedział lekko smutny i wysłuchiwał innych jak fascynowali się meczem. Szkoda mi go bylo, naprawdę. Jest genialnym piłkarzem a wylądował na ławce rezerwowych. Nie umiem tak na niego patrzeć więc obmyśliłem plan.
Koniec przerwy, czas rozpocząc drugą połowę. Znowu graliśmy cudownie. 75 minuta. Postanowiłem zrealizować mój plan. Podbiegłem do trenera.
-Chciałbym zmianę - udawałem zdyszanego, ponieważ nie byłem jeszcze zbytnio zmęczony.
-Dobrze. Mata! Wchodzisz!
-Nie! Proszę, niech Torres wejdzie!
-No..Dobrze.. - zdziwił się. - Zmiana planów! Torres rusz dupe zaraz wchodzisz!
Zadowolony wróciłem na chwile na boisko. Zobaczyłem jak podniesiona zostala tabliczka z naszymi numerami. Podbiegłem tam, klaskając po drodze do publiczności. Gdy byłem już niedaleko widziałem jaki Torres był szczęśliwy. Cieszyłem się razem z nim. Podszedłem do niego i przytuliłem go.
-Wierzę w ciebie. - powiedziałem przypominając sobie słowa małego Jake'a.
-Dzięki stary. - szepnął mi na ucho i wbiegł na boisko, a ja zadowolony usiadłem obok Maty.
Minęło kilka minut a Fernando już wbił gola. Wiedziałem że mnie nie zawiedzie. Taka sama sytuacja byla z Matą. Wszedł na boisko i minute później wbił gola, powodując zmianę wyniku na 4:0.
Kiedy usłyszeliśmy gwizdek sygnalizujący koniec meczu zerwaliśmy się z miejsc ciesząc się chwilą. Pobiegłem na środek by dołączyć do skaczących i śpiewajacych kolegów z drużyny. Słyszałem jedynie haos i krzyki radości na widowni.
Długo dlugo baardzo długo trwała ta radość. Nagle zobaczyłem Jake'a. Skakał w różnych serpentynach i innych takich pierdołach. Podszedłem do niego i przykucnąłem przy nim. Gdy mnie zobaczył rzucił mi sie na szyje.
-Wygraliście! Wygraliście! - krzyczał tym swoim słodkim głosikiem.
-Wiem! A to wszystko dzięki tobie! - podnioslem go do góry i kręciłem się z nim naookoło. Nie miałem z tym problemów, ponieważ był leciutki.
-Jake! Chodź tutaj! Pozwól panom się cieszyć! - usłyszałem kobiecy delikatny głos, który powodował ciarki na moim ciele. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem przepiękną długowłosą brunetkę z twarzą anioła. Jake zeskoczył ze mnie i podniegł do niej. Chwyciła go za rączkę i podeszła do mnie.
-Przepraszam pana za niego.. - zasmiała się lekko ukazując swoje śnieżnobiałe równe zęby.
-Prosze, mów do mnie Cesc - usmiechnąłem się. - I nic nie szkodzi, kocham tego malucha! - zaśmiałem się i przybiłem z nim piątkę.
-Widać że masz świetny kontakt z dziećmi! Pozwól że się przedstawie. Sara Black, pracuje jako opiekunka Jake'a.
-Miło mi poznać.
-Mnie również. Emm.. Chyba ktoś tam cię woła. - wskazała palcem za mnie. Obróciłem się i zobaczyłem Pique machającego do mnie ręką.
-Muszę iść.
-Rozumiem rozumiem, przecież musicie się nacieszyć zwycięstwem! Och i gratuluje - uśmiechnęła się.
-A dziękuję - odwzajemniłem go. - A ty mały - przykucnąłem. -Obiecaj mi że będziesz sie słuchał Pani Black i rodziców dobrze? - mały pokiwał głową. - I będziesz nam kibicował tak? - pokiwał jeszcze mocniej. - No i to rozumiem! - pocalowałem go w czoło. Już miałem odejść ale mały złapał mnie za nogę.
-A ty obiecaj że jeszcze się zobaczymy. - popatrzył na mnie wielkimi oczami.
-Obiecuję. - odpowiedziałem, niepewny swoich słów.
Teraz mogłem odejść. Podbiegłem do chłopaków.
-No nooo co to za dziunie wyrwałeś? - podniósł brew Gerard.
-Co? Że Sara? Co ty, to tylko opiekunka Jake'a!
-Tylko? Chłopie widziałem jak na nia patrzysz!
-Daj spokój.. Poza tym mam Danielle.
-No tak, bo przecież ona jest najważniejsza.
-Znowu zaczynasz?
-Dobra dobra, sorry. Lepiej chodź do reszty.
Potem odebraliśmy medale i puchar, porobiliśmy zdjęcia i świętowaliśmy dalej. Ja jednak reszte dnia myślałem jedynie o Sarze. Nie wiem dlaczego. Dlaczego? Przecież chodzę z Daniellą. Boże, czemu? Co się ze mna dzieje? Próbowałem już sobie tym bardziej nie zaśmiecać glowy i cieszyć się chwilą. Jednak łatwe to nie było
______
Okej powiem tyle że ten odcinek wyszedł beznadziejnie. W ogóle mi sie nie podoba. Jest jakiś taki.. no dziwny, bez sensu.
Komentujcie, bo wasza opinia jest dla mnie najważniejsza :D Dziekuje za tyle wejść, nie spodziewałam się tego :O
Jeśli chcesz żebym cie informowała o nowych rozdziałach napisz w komentarzu swój nick z twittera :) Mój: @Anna1DMalik_xx
Za wszelkie błędy przepraszam, mam angielską przeglądarke i podkreśla mi się wszystko :D
No to komentujcie, poleajcie, obserwujcie, cokolwiek C: xx
-Brawo chłopie! - poczochrałem mu włosy.
Ten nie odpowiedzial, za bardzo cieszył. Pobiegł podzielić się radością z kibicami. Popatrzyłem w stronę Włochów. Byli załamani. Już wiedziałem że puchar będzie nasz.
Graliśmy dzielnie dalej. Szło nam coraz to lepiej, nie pozwalalismy Włochom przejąć piłki.
No i nadeszła 41 minuta i kolejna bramka strzelona przez Albe. Wow. Teraz to dopiero dostaliśmy kopa. Przez te 4 minuty podawaliśmy sobie piłki śmiejąc się w duchu z Włochów.
Usłyszeliśmy gwizdek. Nareszcie. Powoli schodziliśmy z boiska klaskając w stronę widowni. Nagle poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy. To był Silva rozbawiony do łez.
-Fabregas mój mistrzu! - klepnął mnie w pośladki. Wygiąłem się w łuk z bólu.
-Ja? To ty strzeliłeś! - klepnąłem go w policzki.
-Ale bez ciebie bym nie strzelił!
-Och zamknij się! - zaśmiałem się i popchnąłem go lekko.
Weszliśmy do szatni śpiewając na głos hymn Hiszpanii. Podszełem do swojej szafki i wyjąłem butelke wody po czym oblałem się nią. Od razu lepiej. Wziąłem łyka i rzuciłem nią w kont szafki. Ująłem moją koszulkę w dłonie i przejechałem po mokrej od wody i potu twarzy.
-Ulala ktoś tu ostatnio ćwiczył! - usłyszałem znajomy głos. To był Pique.
-Musiałem bo przez te twoje ciągłe wypady na piwo wszystko znikło i musiałem tak jakby zacząć od początku - uśmiechnąłem się wkurzony.
-Oj oj. A jak już jesteśmy przy tym temacie-chcesz iść po meczu na piwo? - zaśmiał się wrednie. Ja jedynie uderzyłem go pięścią w brzuch.
Usiadłem na ławce, podparłem się ramionami na nogach i rozejrzałem się po szatni. Nagle zauważyłem Torresa. Siedział lekko smutny i wysłuchiwał innych jak fascynowali się meczem. Szkoda mi go bylo, naprawdę. Jest genialnym piłkarzem a wylądował na ławce rezerwowych. Nie umiem tak na niego patrzeć więc obmyśliłem plan.
Koniec przerwy, czas rozpocząc drugą połowę. Znowu graliśmy cudownie. 75 minuta. Postanowiłem zrealizować mój plan. Podbiegłem do trenera.
-Chciałbym zmianę - udawałem zdyszanego, ponieważ nie byłem jeszcze zbytnio zmęczony.
-Dobrze. Mata! Wchodzisz!
-Nie! Proszę, niech Torres wejdzie!
-No..Dobrze.. - zdziwił się. - Zmiana planów! Torres rusz dupe zaraz wchodzisz!
Zadowolony wróciłem na chwile na boisko. Zobaczyłem jak podniesiona zostala tabliczka z naszymi numerami. Podbiegłem tam, klaskając po drodze do publiczności. Gdy byłem już niedaleko widziałem jaki Torres był szczęśliwy. Cieszyłem się razem z nim. Podszedłem do niego i przytuliłem go.
-Wierzę w ciebie. - powiedziałem przypominając sobie słowa małego Jake'a.
-Dzięki stary. - szepnął mi na ucho i wbiegł na boisko, a ja zadowolony usiadłem obok Maty.
Minęło kilka minut a Fernando już wbił gola. Wiedziałem że mnie nie zawiedzie. Taka sama sytuacja byla z Matą. Wszedł na boisko i minute później wbił gola, powodując zmianę wyniku na 4:0.
Kiedy usłyszeliśmy gwizdek sygnalizujący koniec meczu zerwaliśmy się z miejsc ciesząc się chwilą. Pobiegłem na środek by dołączyć do skaczących i śpiewajacych kolegów z drużyny. Słyszałem jedynie haos i krzyki radości na widowni.
Długo dlugo baardzo długo trwała ta radość. Nagle zobaczyłem Jake'a. Skakał w różnych serpentynach i innych takich pierdołach. Podszedłem do niego i przykucnąłem przy nim. Gdy mnie zobaczył rzucił mi sie na szyje.
-Wygraliście! Wygraliście! - krzyczał tym swoim słodkim głosikiem.
-Wiem! A to wszystko dzięki tobie! - podnioslem go do góry i kręciłem się z nim naookoło. Nie miałem z tym problemów, ponieważ był leciutki.
-Jake! Chodź tutaj! Pozwól panom się cieszyć! - usłyszałem kobiecy delikatny głos, który powodował ciarki na moim ciele. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem przepiękną długowłosą brunetkę z twarzą anioła. Jake zeskoczył ze mnie i podniegł do niej. Chwyciła go za rączkę i podeszła do mnie.
-Przepraszam pana za niego.. - zasmiała się lekko ukazując swoje śnieżnobiałe równe zęby.
-Prosze, mów do mnie Cesc - usmiechnąłem się. - I nic nie szkodzi, kocham tego malucha! - zaśmiałem się i przybiłem z nim piątkę.
-Widać że masz świetny kontakt z dziećmi! Pozwól że się przedstawie. Sara Black, pracuje jako opiekunka Jake'a.
-Miło mi poznać.
-Mnie również. Emm.. Chyba ktoś tam cię woła. - wskazała palcem za mnie. Obróciłem się i zobaczyłem Pique machającego do mnie ręką.
-Muszę iść.
-Rozumiem rozumiem, przecież musicie się nacieszyć zwycięstwem! Och i gratuluje - uśmiechnęła się.
-A dziękuję - odwzajemniłem go. - A ty mały - przykucnąłem. -Obiecaj mi że będziesz sie słuchał Pani Black i rodziców dobrze? - mały pokiwał głową. - I będziesz nam kibicował tak? - pokiwał jeszcze mocniej. - No i to rozumiem! - pocalowałem go w czoło. Już miałem odejść ale mały złapał mnie za nogę.
-A ty obiecaj że jeszcze się zobaczymy. - popatrzył na mnie wielkimi oczami.
-Obiecuję. - odpowiedziałem, niepewny swoich słów.
Teraz mogłem odejść. Podbiegłem do chłopaków.
-No nooo co to za dziunie wyrwałeś? - podniósł brew Gerard.
-Co? Że Sara? Co ty, to tylko opiekunka Jake'a!
-Tylko? Chłopie widziałem jak na nia patrzysz!
-Daj spokój.. Poza tym mam Danielle.
-No tak, bo przecież ona jest najważniejsza.
-Znowu zaczynasz?
-Dobra dobra, sorry. Lepiej chodź do reszty.
Potem odebraliśmy medale i puchar, porobiliśmy zdjęcia i świętowaliśmy dalej. Ja jednak reszte dnia myślałem jedynie o Sarze. Nie wiem dlaczego. Dlaczego? Przecież chodzę z Daniellą. Boże, czemu? Co się ze mna dzieje? Próbowałem już sobie tym bardziej nie zaśmiecać glowy i cieszyć się chwilą. Jednak łatwe to nie było
______
Okej powiem tyle że ten odcinek wyszedł beznadziejnie. W ogóle mi sie nie podoba. Jest jakiś taki.. no dziwny, bez sensu.
Komentujcie, bo wasza opinia jest dla mnie najważniejsza :D Dziekuje za tyle wejść, nie spodziewałam się tego :O
Jeśli chcesz żebym cie informowała o nowych rozdziałach napisz w komentarzu swój nick z twittera :) Mój: @Anna1DMalik_xx
Za wszelkie błędy przepraszam, mam angielską przeglądarke i podkreśla mi się wszystko :D
No to komentujcie, poleajcie, obserwujcie, cokolwiek C: xx
WebRep
currentVote
noRating
noWeight
piątek, 13 lipca 2012
Part 1
Teraz tylko jak najszybciej na parking. Mijałem ludzi jak szalony, aż w końcu dotarłem. "Fuck!" przeklnąłem głośno widząc liczbę aut. Jak zwykle. I teraz pamiętaj gdzie zaparkowałeś... Wyjąłem kluczyki co chwile klikając przyciski i nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. W końcu zobaczyłem migajace światła mojego czarnego Audi RS6. Nareszcie. Otworzyłem drzwi i usiadłem na miejscu kierowcy. Do moich nozdrzy doszedł zapach odświerzacza powietrza. Uwielbiałem go. Może dlatego ze dostałem go od mamy przed wyjazdem. Zapiąłem pasy i uruchomiłem silnik. Jechałem prostą drogą jak najszybciej mogłem. Wiedziałem że trener i chłopaki mnie zabiją... Mijałem drzewa, budynki, pola, lasy aż w końcu dotarłem do stadionu w którym mieliśmy mieć trening. Zaparkowałem po czym sprintem pobiegłem do wejścia.
-Przepraszam. Za. Spóźnienie. - mówiłem z przerwami, dysząc ze zmęczenia.
-Fabregas do cholery jasnej czy ty wiesz która godzina?! - krzyczał trener.
-Tak wiem przepraszam pana..
-Idź się przebrać! W tej chwili!
-Tak jest.
Pobiegłem do szatni. Przebrałem sie w mój strój w barwach hiszpanii, po czym nałożyłem na niego szarą pelerynke z nadrukiem o Euro. Zawiązałem korki i truchtem pobiegłem z powrotem na stadion. Od razu przywitał mnie zimny wzrok trenera. Spuściłem głowę podbiegłem do Gerarda który już na mnie czekał. Przywitałem się z nim i zaczeliśmy rozgrzewke.
-Stary nieźle se nagrabiłeś.. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
-Zamknij się...
-Ja tylko mówię. Masz przejebane chłopie.
-Powiedziałem zamknij się! - powoli zaczynał mnie denerwować.
-Dobra dobra. Już. Skończyłem.
-Cieszę się.
-Za niedługo ślub Iniesty prawda?
-No.
-Już wiesz z kim pojdziesz?
-No z Daniellą a niby z kim?
-Stary..
-Co? Znowu masz z nia jakiś problem?!
-Ej ja po prostu tego nie widzę.. Jest od ciebie 11 lat starsza, ma swoją 2 dzieci.. I nie obraź się ale powiem to znowu - nie widać żeby cię kochała.
-A ja ci znowu powiem - odpierdol się od mojego życia prywatnego!
-Jezu, chłopie nie denerwuj się tak.. Chciałem ci dać dobrą radę jak przyjaciel ale widzę że z tobą nie da się normalnie gadać...
-Możemy gadać, proszę. Ale nie o Danielli. Mam dość twoich uwag na jej temat.
-Dobra, spoko, luz, przepraszam.
-Dziękuję.
Resztę rozgrzewki spędziliśmy w ciszy.
Dobra, może fakt Daniella nie jest idealna. Ale ją kocham. Kocham ją ponad życie i ona chyba też. CHYBA. Boże co ja gadam, czemu ja wierzę Pique...
-Dobra. A teraz każdy potrenuje swoje. Casillas na bramkę, a reszta ustawić się dwójkami naprzeciwko siebie i ćwiczymy jak zawsze. Raz raz! Nie ma czasu!
Ustawiłem sie z Pique naprzeciwko i podawaliśmy sobie piłke. Potem każdy pokolei strzelał do bramki, a Casillas bronił. Trening jak trening.
Godzina 20:45 zbliżała się wielkimi krokami, a stres rosnął z każdą minutą. Wszyscy bylismy pewni wygranej jednak nerwy były naturalne.
Minęła 17.00 , 18.00 , 19.00.. Aż w końcu wybiła 20:30. Upragniona godzina. Chwyciliśmy dzieci za ręce i stanęliśmy w rządku powoli wychodząc do korytarza. Otoczyły nas kamery. Słyszałem krzyki na stadionie. Czułem moje szybko bijące serce. To jest właśnie to coś co kocham. Nagle poczułem jak coś ciągnie mnie za rękaw. To był Jake, chłopiec którego trzymałem za rękę.
-Wierzę w was. - powiedział cichutkim głosikiem. W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czubek głowy.
Z głośników rozbrzmiał glos komentatora, a my zaczęliśmy wychodzić. Oślepiające światła reflektorów zmusily mnie do zmrużenia oczu. Ustawiliśmy się w rzędzie i zaspiewaliśmy nasz hymn. Potem rozbrzmiał hymn Włochów aż wreszcie czas wystartował razem z meczem.
__________
trochę krótki ale to dopiero początek :D Może teraz trochę nudne ale historia się dopiero zaczyna więc nie zniechecajcie się przez ten odcinek :)) Komentujcie :D Follow me on twitter: https://twitter.com/Anna1DMalik_xx :))
-Przepraszam. Za. Spóźnienie. - mówiłem z przerwami, dysząc ze zmęczenia.
-Fabregas do cholery jasnej czy ty wiesz która godzina?! - krzyczał trener.
-Tak wiem przepraszam pana..
-Idź się przebrać! W tej chwili!
-Tak jest.
Pobiegłem do szatni. Przebrałem sie w mój strój w barwach hiszpanii, po czym nałożyłem na niego szarą pelerynke z nadrukiem o Euro. Zawiązałem korki i truchtem pobiegłem z powrotem na stadion. Od razu przywitał mnie zimny wzrok trenera. Spuściłem głowę podbiegłem do Gerarda który już na mnie czekał. Przywitałem się z nim i zaczeliśmy rozgrzewke.
-Stary nieźle se nagrabiłeś.. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
-Zamknij się...
-Ja tylko mówię. Masz przejebane chłopie.
-Powiedziałem zamknij się! - powoli zaczynał mnie denerwować.
-Dobra dobra. Już. Skończyłem.
-Cieszę się.
-Za niedługo ślub Iniesty prawda?
-No.
-Już wiesz z kim pojdziesz?
-No z Daniellą a niby z kim?
-Stary..
-Co? Znowu masz z nia jakiś problem?!
-Ej ja po prostu tego nie widzę.. Jest od ciebie 11 lat starsza, ma swoją 2 dzieci.. I nie obraź się ale powiem to znowu - nie widać żeby cię kochała.
-A ja ci znowu powiem - odpierdol się od mojego życia prywatnego!
-Jezu, chłopie nie denerwuj się tak.. Chciałem ci dać dobrą radę jak przyjaciel ale widzę że z tobą nie da się normalnie gadać...
-Możemy gadać, proszę. Ale nie o Danielli. Mam dość twoich uwag na jej temat.
-Dobra, spoko, luz, przepraszam.
-Dziękuję.
Resztę rozgrzewki spędziliśmy w ciszy.
Dobra, może fakt Daniella nie jest idealna. Ale ją kocham. Kocham ją ponad życie i ona chyba też. CHYBA. Boże co ja gadam, czemu ja wierzę Pique...
-Dobra. A teraz każdy potrenuje swoje. Casillas na bramkę, a reszta ustawić się dwójkami naprzeciwko siebie i ćwiczymy jak zawsze. Raz raz! Nie ma czasu!
Ustawiłem sie z Pique naprzeciwko i podawaliśmy sobie piłke. Potem każdy pokolei strzelał do bramki, a Casillas bronił. Trening jak trening.
Godzina 20:45 zbliżała się wielkimi krokami, a stres rosnął z każdą minutą. Wszyscy bylismy pewni wygranej jednak nerwy były naturalne.
Minęła 17.00 , 18.00 , 19.00.. Aż w końcu wybiła 20:30. Upragniona godzina. Chwyciliśmy dzieci za ręce i stanęliśmy w rządku powoli wychodząc do korytarza. Otoczyły nas kamery. Słyszałem krzyki na stadionie. Czułem moje szybko bijące serce. To jest właśnie to coś co kocham. Nagle poczułem jak coś ciągnie mnie za rękaw. To był Jake, chłopiec którego trzymałem za rękę.
-Wierzę w was. - powiedział cichutkim głosikiem. W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czubek głowy.
Z głośników rozbrzmiał glos komentatora, a my zaczęliśmy wychodzić. Oślepiające światła reflektorów zmusily mnie do zmrużenia oczu. Ustawiliśmy się w rzędzie i zaspiewaliśmy nasz hymn. Potem rozbrzmiał hymn Włochów aż wreszcie czas wystartował razem z meczem.
__________
trochę krótki ale to dopiero początek :D Może teraz trochę nudne ale historia się dopiero zaczyna więc nie zniechecajcie się przez ten odcinek :)) Komentujcie :D Follow me on twitter: https://twitter.com/Anna1DMalik_xx :))
czwartek, 12 lipca 2012
Prolog
Kolejny dzień. Kolejne promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Kolejna pobudka. Otwierałem powoli oczy. Przetarłem je, po czym podniosłem się lekko i oparłem na łokciach. Kolejny słoneczny dzień, który daje mi nadzieję na przyszłość. Tak. Dzisiaj wielki dzień. Finał UEFA Euro 2012. Czy jestem pewny wygranej? Tak, zdecydowanie, jestem jak najbardziej pozytywnej myśli. Usiadłem na brzegu mojego jakże wygodnego łóżka. Przeciągnąłem się, ubrałem klapki i wstałem, po czym porobiłem trochę ćwiczeń. Zszedłem na dół, zrobiłem sobie gofry i usiadłem na kanapie przeglądając zdjecia z rodziną. Tak bardzo za nimi tęsknię. Po chwili coś zawibrowało na stole. To był mój telefon. Na ekranie pojawiło się zdjęcie mojego najlepszego przyjaciela - Gerarda Pique.
-Chłopie gdzie ty jesteś trening się już zaczął!
Spojrzałem na zegarek. "O cholera" pomyślałem i bez słowa się rozłączyłem. Ubrałem jakieś stare rozciagnięte dresy i szarą bluzkę po czym wybiegłem z domu po drodze wiążąc moje czarne trampki.
Jestem Cesc Fabregas, a tu zaczyna się moja nędzna historia.
___________________
I jak? :D Przepraszam, nie wiem czy dobrze wyszło czy nie xd Jeśli macie jakieś wątpliowości lub problemy piszcie w komentarzu, postaram się to poprawić :) Liczę na szczere opinie! :)
-Chłopie gdzie ty jesteś trening się już zaczął!
Spojrzałem na zegarek. "O cholera" pomyślałem i bez słowa się rozłączyłem. Ubrałem jakieś stare rozciagnięte dresy i szarą bluzkę po czym wybiegłem z domu po drodze wiążąc moje czarne trampki.
Jestem Cesc Fabregas, a tu zaczyna się moja nędzna historia.
___________________
I jak? :D Przepraszam, nie wiem czy dobrze wyszło czy nie xd Jeśli macie jakieś wątpliowości lub problemy piszcie w komentarzu, postaram się to poprawić :) Liczę na szczere opinie! :)
Witam x
Założyłam tego bloga tak z nudów :) Postanowiłam napisać opowiadanie o moim ulubionym piłkarzu Cescu Fabregasie :D Nie wiem co z tego wyjdzie, ale spróbuję ;D to do przeczytania :3
Mój twitter: @Anna1DMalik_xx ;)
Mój twitter: @Anna1DMalik_xx ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)