poniedziałek, 29 lipca 2013

Part 7

No i po długiej (prawie półrocznej D:) przerwie ODCINEEEEK!
Postanowiłam w tym odcinku wypróbować narratora 3-osobowego. Chciałabym wiedzieć co o tym myślicie czy lepiej ten czy wrócić do 1-osobowej :)
Przypominam, że w ostatnich odcinkach pojawiły się nowe postacie: Cristian Tello ze swoją nową dziewczyną Natalie. Cesc bardzo się zbliżył z wybranką Cristiana co zraniło Ann. Dziewczyna nie mogąc dłużej wytrzymać wyleciała do Argentyny do swojego przyjaciela, zostawiając Fabregasowi tylko list.

Przypomnienie: 



Drogi Cescu,
 Kiedy będziesz to czytać, mnie już tu zapewne nie będzie. Pewnie pomyślałeś, że gdzieś wyszłam. Na spacer, czy po bułki. Niestety nie, Cesc. Nie chciałam tego robić. Naprawdę. Uwierz to dla mnie również trudne. Ale musisz to zaakceptować. Wyjechałam. A właściwie... Wyleciałam. Nad ranem. Kiedy ty sobie smacznie spałeś. To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Dla ciebie przyjęcie tego pewnie również jest trudne. Rozumiem. Musisz z tym żyć. Musisz o mnie zapomnieć. Zapomnij że była jakaś Ann Black. Zapomnij. Proszę, nie szukaj mnie, nie dzwoń. Żyj jak żyłeś. Jakby mnie nie było. Przepraszam jeszcze raz. Mam nadzieję, że zrozumiesz i wybaczysz. Nie mogę podać powodu. To tajemnica. Moja tajemnica. Pozdrów wszystkich. No i szczęścia z Daniellą :)
                                                                                                                         Kocham,
                                                                                                                        Ann 
PS. Proszę jeszcze raz - nie szukaj mnie.
_______________________


Literka za literką. Słowo za słowem. Zdanie za zdaniem. Jego bezwładny wzrok krążył po koślawych literkach na pomiętej kartce. Ręce trzęsły mu ze strachu sprawiając, że kilka kropelek kawy spadło na stół. Próbował się skupić ale nie mógł. Jego wargi zaczęły drżeć. Szybko odłożył napój i kartkę na stół i rękami zasłonił twarz. Siedział tak przez dobre kilka minut, gdy nagle rozległ się znany dźwięk. Energicznie podniósł się z krzesła i pobiegł do pokoju gdzie na szafce nocnej leżał migający telefon. Chwycił go w ręce i zobaczył napis "1 nowa wiadomość". Podekscytowany i pełen nadziei otworzył ją i przeczytał treść.
Od: Gerard Pique
Przypominam, żebyś przyszedł dzisiaj na trening z Ann :)

Nie wytrzymując dłużej rzucił urządzeniem w ścianę jego pokoju, wskutek czego rozpadł się na drobne kawałeczki. Usiadł na łóżku i ponownie schował głowę w swoje ręce. Zebrał się jednak w kupę, wstał, ubrał się i ruszył do wyjścia. Wsiadł do auta i wziął do ręki telefon. Otworzył listę kontaktów i wyszukał "Ann Black". Chwilę wgapiał się w jej numer po czym kliknął na niego.
***
Jej lot był długi i nudny. Wgapiała się tylko w okno, słuchając muzyki. Nagle piosenka ucichła i zabrzmiał jej dzwonek. Spojrzała na ekran i zobaczyła zdjęcie jej i Cesca. Szybko wcisnęła czerwoną słuchawkę i czekała aż muzyka ponownie zacznie grać. Kiedy tak się stało zamknęła oczy i odleciała.


 ***
Zaparkował na swoim stałym miejscu i ruszył w kierunku Ciudad Deportivo. Po drodze spotkał kilku dziennikarzy proszących o wywiady jednak nie był na to w humorze. Wszedł do szatni i otworzył swoją szafkę. Szybko ubrał strój treningowy i zabrał się za zawiązywanie korków.
-Dzień doberek! - usłyszał znany głos Gerarda w drzwiach
-Hej. -odpowiedział nie podnosząc głowy znad obuwia.
-Gdzie jest Ann? - zaczął się rozglądać.
-Nie ma.
-Dlaczego?
-Bo nie ma! - zdenerwował się wstając z ławki i wkładając ubrania do szafki. Z hukiem ją zamknął i wyminął przyjaciela kierując sie na trening. Dołączył do rozgrzewających się kolegów i zaczął się rozciągać. Po chwili dołączył Pique stając obok niego i robiąc te ćwiczenia co on.
-Chcesz o tym pogadać?
-Nie.
-Pokłóciliście się?
-Nie.
-Coś sie między wami stało?
-Nie.
-Powiedziałeś albo zrobiłeś coś nieodpowiedniego?
-Nie.
-Będziesz mi na wsyztsko odpowiadał "nie"?
-Tak. - odpowiedział obojetnie i ruszył do robienia 15 kółek.
Geri szybko go dogonił.
-Ej jestem twoim przyjacielem.
-No i?
-No i to, że możesz mi powiedzieć wszystko.
-A może nie chce?
-Chcesz.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Spierdalaj.
-Spierdolę, ale najpierw mi powiedz o co chodzi.
-To nie jest na to dobre miejsce, Geri.
-To przyjść do ciebie po treningu?
Pokiwał głową i skupił się na bieganiu.

 ***
 Wreszcie usłyszała z głośników komunikat o wylądowaniu. Szybko odpięła pasy i wyjęła z półki nad siedzeniami swoją walizkę. Wyszła z samolotu i wybiegła z lotniska. Chwyciła pierwszą lepszą taksówkę i podała adres. O dziwo po tylu latach nadal go pamiętała.
Samochód stanął pod niewielkim mieszkaniem. Zapłaciła kierowcy i wysiadła. Trzymając w jednej ręce walizkę, a w drugiej podtrzymując na ramieniu torebkę stała przed jego drzwiami. Postawiła walizkę i delikatnie zapukała trzy razy. Długo nic gdy nagle usłyszała kroki, a po chwili skrzyp otwierających się drzwi. Stał w nich on. Sergio Aguero. Jej najlepszy przyjaciel od piaskownicy. Jej podpórka. Jej jedyna zaufana w tej chwili osoba.
-Słucham? - zapytał zdziwiony.
-Nie poznajesz mnie? - zapytała uśmiechnięta z lekko wilgotnymi już oczami.
-Ann...? - oczy mu się momentalnie powiększyły.
Rzuciła mu się na szyje tuląc tak mocno, że prawdopodobnie go teraz dusiła. On odwzajemnił ten uścisk i tylko nogą zamknął za nimi drzwi. Wreszcie go puściła ocierając łzy i popatrzyła na niego cała uradowana.
-Boże co ty tu robisz? - spytał wciąż nie dowierzając.
-Przyleciałam bo potrzebuję twojej pomocy, a jesteś teraz dla mnie jedyną osobą której mogę się zwierzyć.
-Myślałem, że masz pełno przyjaciół w Barcelonie.
-Bo mam, ale... To właśnie o nich chodzi.
-Siadaj zaraz ci zrobię kawę. - pokazał na duży pokój, a sam poszedł do kuchni.
Kiedy weszła do pomieszczenia ujrzała małego chłopczyka bawiącego się piłką. Stała przy ścianie i patrzyła na niego z wielkim uśmiechem. Po chwili pojawił się Sergio z filiżanką kawy, którą mi zaraz potem podał.
-To twój? - zapytała biorąc łyk.
-Tak. Benjamin.
Dopiero teraz nas zauważył. Odstawił piłkę i z bardzo wystraszoną miną patrzył na Ann. Ciągle na nią spoglądając pobiegł w stronę taty, który bez słowa wziął go na ręce.
-To jest ciocia Ann, Benjamin. Przywitasz się?
Chłopiec jedynie pokręcił głową i schował się za Aguero. Usiedliśmy na kanapie.
-To mów o co chodzi.
Następne pół godziny skończyło się na monologu Ann o tym jak poznała Cesca, o Danielli, o tym jak spędzili razem noc, o jej tymczasowym mieszkaniu u niego i o tej całej sytuacji z Cristianem i Natalie.
-Czyli wyjechałaś bo byłaś zazdrosna?
-Nie.. To znaczy tak, ale.. Nie. Nie tylko przez to. Ja... Nie wiem możliwe że coś do niego czuję, ale... Nie umiem tego określić. To jest mój przyjaciel, ale w ostatnim czasie... Po prostu czasami patrzę na niego nie jak na przyjaciela... Czasami czuję jakbym miała się na niego zaraz rzucić. Ale on ma dziewczynę i...
-A ty kogoś masz?
-Nie.. To znaczy.. Miałam w Londynie, ale ja wyjechała on został powiedzieliśmy, że będziemy w związku na odległość, ale od roku nie daje znaku życia więc... chyba nie mam.
-Ja na twoim miejscu bym zaryzykował bo jeśli...
Przerwał mu dzwonek jej telefonu. Po raz kolejny zauważyła ich wspólne zdjęcie i po raz kolejny odrzuciła połączenie.
-Nie odbierzesz?
-Nie.
-To Cesc?
-Tak.
-Ann...
-Nie chcesz z nim rozmawiać dobra? Przynajmniej nie teraz, nie dzisiaj. Mów.
-Jeśli jego dziewczyna jest jaka jest to myślę, że ich związek długo nie potrwa zwłaszcza jeśli ty wkroczysz i on coś zacznie do ciebie czuć.
-Ale Sergio ja nie chce niszczyć niczyjego związku. Czułabym się okropnie.
-Z takim podejściem to sobie od razu odpuść.
-A co jak...
Po raz kolejny zadzwonił jej telefon. Tym razem nie zadzwonił jej typowy dzwonek tylko konkretnie "And I'm crazy but you like it loca, loca, loca". Wciąż pamięta kiedy dorwał się do jej telefonu i ustawił sobie taki dzwonek bo chce być "wyjątkowy". Westchnęła głęboko.
-Odbierz. - powiedział.
-Okej... - znowu westchnęla, chwyciła telefon i wyszła na korytarz. - Halo?
-Ann?
-Nie kurwa bananowy doktor. Co chcesz?
-Pogadać?
-Jestem zajęta.
-Boże dziewczyno gdzie ty jesteś?
-Co cię to obchodzi.
-Dużo. Wracaj.
-Nie, Geri.
-Tęsknie.
-W dupie to mam.
-Cesc tęskni.
-To mam tym bardziej w dupie.
-Shaki tęskni.
-Powiedz że ja też.
-Ona mówi żebyś wracała.
-Nie.
-Czekaj chwile wyjde na dwór.
-Po chuj?
-Bo mi podsłuchują. Dobra już. Słuchaj, Ann. Cesc tu siedzi i płacze. Ty wiesz kiedy ja go ostatni raz widziałem jak płacze? Jak mu zniszczyłem jego ulubionego traktora w piaskownicy. Nie wiem co robić! Shakira to wiem od razu, że czekolada, wino albo seks. Ale Cesc?!
-Prześpij się z nim może pomoże.
-..........Serio?
-Pewnie. - Próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
-Czekaj spytam się go.
-Okej.
-FABS CHCESZ SIE ZE MNĄ PRZESPAĆ?!
W tle dało się słychać głośne "CO KURWA". Nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
-......................Chyba nie chce.
-A to szkoda.
-Ale wracając do tematu: Wracaj proszę.
-Pikuś daj mi kilka dni do przemyślenia potem zobaczymy.
-Okej. Ale obiecujesz?
-Obiecuję.
-To papa.
-Papa.
Zanim się rozłączyła usłyszała jeszcze krzyczące Gerarda "EJ CESC CZEMU NIE CHCESZ". Wróciła do pokoju i usiadła obok Sergio.
-Cesc?
-Nie, Pique.
-A co ty się tak śmiałaś?
-No wiesz... To Pique.
-No tak.
-Wiesz jakbyś nie miał nic przeciwko to poszłabym już spać. Późno już a ja zmęczona po podróży jestem do tego.
-Pewnie. Pamiętasz jeszcze gdzie wszystko jest?
-Raczej tak. - uśmiechnęła się i pożegnała się z nim i Benjaminem.
Przez całą noc nie zmrużyła oka. Myślała o tym wszystkim. Kiedy wreszcie podjęła decyzje i chciała pójść spać, spojrzała na zegarek i zobaczyła że jest 9:45. Westchnęła ciężko i wstała. Łazienka była już zajęta przez Sergio więc zeszła na dół i nalała sobie soku pomarańczowego. Zaraz usłyszała malutkie kroczki kierujące się do kuchni. Z drzwi wychyliła się mała główka Benjamina.
-Tata.....? - zapytał nieśmiało.
-Jest w łazience. - uśmiechnęła się i dokończyła sok. 4-latek już zwiał, więc postanowiła przedzwonić do Pique. Nie wiedziała czemu ale chciała. Wybrała numer i przystawiła telefon do ucha. Po dwóch sygnałach odebrał.
-o Ann.
-o Geri.
-Co jest?
-Nic. Tak dzwonię.
-To miło.
-Wiem.
-Zdecydowałaś?
-Może.
-Może?
-Może.
-Więc?
-No może zdecydowałam.
-Ale bardziej zdecydowałaś, czy bardziej nie zdecydowałaś?
-Nie wiem.
-Boże weź tu z taką gadaj.
-Nawet jeśli zdecydowałam Geri to ci nie powiem.
-.....A Shaki powiesz?
-Nie.
-Ann?
-No?
-Będziesz dzisiaj oglądać mecz?
-Może, a co?
-A nic. Cieszę się.
Usłyszała otwierające się drzwi z łazienki.
-Musze kończyć. - rozłączyła się.
 Po chwili wszedł Sergio w samych bokserkach z uwieszonym na nodze Benjaminem. Spojrzała na jego ciało i przekręciła głową.
-Gdzie się podział mój grubasek z piaskownicy...
-Tego grubaska dawno nie ma, kochanie.
Podał mi kawę i usiadl naprzeciwko.
-Nie spałam całą noc. - poinformowała.
-Ale podjęłaś decyzje?
-Chyba tak. Ale jeszcze muszę się zastanowić.
-Na spokojnie to przemyśl, kochanie, żebyś potem nie żałowała.
-Obejrzysz dzisiaj ze mną mecz Barcelony?
-Pewnie. - uśmiechnął się.

***
Siedział w szatni ciągle przytupując nogą z nerwów.
-Będzie ogladać? - spytał Gerarda, kiedy koło niego siadł.
-Tak, Cesc, będzie oglądać mówię ci to po raz szósty dzisiaj.
-Ale jesteś pewien? Może tak powiedziała żeby być miła, a tak naprawdę nie będzie oglądac i pójdzie se gdzieś do baru bedzie piła a ja tu taki będe i sie zbłaźnie i potem...
-Cesc uspokój się! - walnął go w policzek. - Będzie oglądać okej?
-Zapraszam na boisko. - usłyszeliśmy od trenera.
-Chodź ciamajdo. - wziął go za rękę i udali się na korytarz.

***
Siedzieli z popcornem w ręce i czekali na rozpoczęcie meczu.
-O, już pokazują korytarz.
-To jest Cesc? - wskazał palcem na mężczyzne z 4 na plecach rozmawiającym z Messim i Pique.
-Tak...
-No, no, no.
-No co? - prychnęła i wzięła trochę popcornu.
Piłkarze weszli na murawę, odśpiewali hymn i zaczęli mecz. Był bardzo jednostronny, ale nic dziwnego kiedy gra pierwsza drużyna w tabeli i jedna z ostatnich.

***
Przed rozpoczęciem meczu powiedział wszystkim z drużyny jak wygląda sytuacja. Każdy co do jednego zrozumiał i się zgodził. Teraz wszyscy odgrywając do niego tak, aby mógł strzelić gola. Po kilku (a może kilkunastu?) nieudanych akcji wreszcie po podaniu Xaviego wyszedł sam na sam z bramkarzem. Kiedy znajdował się już przy polu karny strzelił i...GOOOL!

***
Umyła ręce, wytarła, po czym przejrzała się w lustrze
-Ann szybko!
Zdziwiona pobiegłam do pokoju
-Co sie stało?!
-Cesc strzelił!
-To fajnie. - odpowiedziała obojętnie.
Już miała usiąść, jednak na ekranie pojawiło się coś, czego się nie spodziewała. Facet, którego tak nienawidziła, przez którego zarywa nocki, przez którego nie umie się na niczym skupić, właśnie zrobił coś takiego. Podbiegł do kamery i podniósł swoja klubową koszulkę. Pod nią znajdowała się inna bluzka, lecz biała. A na niej? "Please come back to me", a pod tym ich wspólne zdjęcie. Siedziała i nie dowierzała. Patrzyła jak powoli zbiegają się koledzy z drużyny i go ściskają. Ostatni raz pokazał koszulkę i odszedł. Czuła się w tej chwili taka wyjątkowa. Tego uczucia nie da się opisać. Kiedy czujesz, że jest tam ktoś taki, kto robi dla ciebie takie rzeczy. Który tak się stara. Mimowolnie jej oczy wypełniły łzy. I były to łzy szczęścia. Wreszcie mogła poczuć ponownie jak smakują łzy szczęścia, a nie smutku. Spływały jej po policzkach jak dwa wodospady. A ona nie miała nic przeciwko. Chciała ich teraz doznać jak najwięcej. Kiedy w końcu trochę się uspokoiła, otarła policzki, pociągnęła nosem i z uśmiechem spojrzała na Sergio.
-Rozumiem, że już podjęłaś decyzje?
________
No i jest C: Szczerze to się nawet trochę za pisaniem stęskniłam. Przepraszam jeszcze raz że tyle nie było odcinka mam nadzieje że mi to wybaczycie ;-;
I jak sądzicie o narratorze 3-osobowym? Mi się szczerze podoba ale strasznie trudno mi się przestawić bo dosłownie cały czas pisałam w 1 osobie i musiałam zmieniać ._. A według was? :)
Do następnego!

wtorek, 19 lutego 2013

Part 6

Przypomnienie:
Pukanie rozległo się po całym apartamencie.
-Pójdę otworzyć. - wstał i zostawił uchylone drzwi, dzięki czemu wszystko widziałem.
Pociągnął do siebie drzwi, a blade światło rozjaśniło jego ciało. Uśmiechnął się szeroko prowadząc z postacią krótki dialog. Na koniec przytaknął kilka razy i wskazał na pomieszczenie w którym się aktualnie znajduję. Odsunął się na bok, robiąc miejsce. I wtedy ujrzałem ją. Rozpromienioną, owinięta sama kołdrą. Zamieniła jeszcze kilka słów z Pique, przywitała się z Shakirą i ruszyła do łazienki. Stąpała cichutko po panelach swoimi gołymi stopami. Weszła przez uchylone drzwi i uśmiechnęła się jeszcze bardziej kiedy mnie zobaczyła. Kocha mnie.
-Cześć Cesc.
-Hej Sara.
-Ekhem.. Fajny szlafrok.. - zasłoniła usta by nie wybuchnąć śmiechem.
-Następna no! No ludzie, trochę szacunku!
-Już już Francesco nie wolno się denerwować w ciąży! - poklepała mnie po brzuchu.
-W ciąży?! - zrobiłem obrażoną minę.
-Ależ Francesco nie tak gwałtownie! Toż to bardzo szczęśliwa wiadomość!
-Wyglądam w tym bardzo seksownie.
-Co ćpałeś? - zaśmiała się - Od kiedy to facet dobrze wygląda w różowym szlafroku, kotku?
-Spadaj dobra?! - zaśmiałem się wychodząc z łazienki, aby mogła się przebrać.
-Fabregas! Stop! Nie ruszaj się! - usłyszałem za sobą krzyk Sary. Stanąłem nieruchomo. Usłyszałem jak zbliża się do mnie. Chwila ciszy i... Zarobiłem siarczystego klapsa w pośladki.
-No dżago, teraz możesz iść! - zaśmiała się głośno i zamknęła w łazience.
____________
<przypominam o zmianie imienia Sara na Ann>
Zająłem wolne miejsce obok Shaki i patrzyłem jak powoli z jej talerza znika jajeczna masa. Położyła widelec na naczyniu i odwróciła się w moją stronę.

-Czy ty i Ann...
-Nie. - odpowiedziałem krótko. 
Wiedziałem, że ona też jest w to zamieszana. Jak zawsze. Zawsze to te dwa gołąbki muszą mi uprzykrzać życie. I o dziwo zawsze w sprawach miłosnych. Raz mi zabierają ubrania, żebym stał w samym ręczniku, innym razem "przypadkiem" mnie popychają, jeszcze innym również "przypadkiem" zamykają w jednym pokoju z ową dziewczyną, a teraz wsadzili najebanego mnie z nią do łóżka. Czasami naprawdę się zastanawiam po co ja się jeszcze z nimi zadaje. 
-Dlaczego wy mi to robicie?
 Popatrzyła na mnie tymi swoimi piwnymi oczami jakby chciała w sekundę wymazać wszystkie te złe wspomnienia, które mnie zraniły. Zdała sobie jednak sprawę, że nic na to nie poradzi, więc spuściła wzrok na swoje do połowy puste naczynie.

Oczami Ann
Przetarłam kolejny raz swoje wilgotne włosy i lekko odchyliłam drzwi. Usłyszałam, że Cesc rozmawia z Shakirą o czymś ważnym. Oparłam się lekko o framugę i przysłuchiwałam się ich dyskusji czochrając moją burze kudłów.
 -Wy nie rozumiecie. - westchnął opierając się o krzesło. - Kiedy patrzy się na waszą dwójkę pierwsze co przychodzi na myśl to "Wow, jacy oni słodcy też tak chce". I ja tak chce Shak. Ale zrozumcie że na siłę próbując mnie z kimś zeswatać tylko pogarszacie sprawę. Dla mnie Ann to ktoś... wyjątkowy. Znam ją kilka dni, a z ręką na sercu mogę powiedzieć - to jedna z najcudowniejszych kobiet na świecie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Miłe uczucie słyszeć to od kogoś takiego jak Cesc. 
-A jeśli się dowie? - kontynuował. - Jeśli dowie się co zrobiliście? Co wtedy? Pomyślałaś o tym chociaż przez chwile? Pomyślałaś jak może zareagować? Pomyślałaś jak to się może odbić na moim życiu?
Wstał z krzesła i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. To chyba dobry moment by wyjść jakby nigdy nic. Wzięłam głęboki wdech i popchnęłam ramieniem drzwi 
-Nie ma to jak orzeźwiający prysznic z rana. - usiadłam na krześle na przeciwko Shakiry. - Cesc siadaj bo się zmęczysz. Jak potem wyjdziesz na wybieg kochanie? Jeszcze się nachodzisz w te i wewte. A teraz siadaj przyniosę ci coś dietetycznego żeby ci się przypadkiem ten basior nie powiększył. Jeszcze bardziej.

Oczami Cesca
Uśmiechnąłem się lekko przyglądając się oddalającej do kuchni dziewczyny. Czy może być ktoś bardziej cudowny? Te kształty, te włosy, ten głos, ta twarz. Ten sposób bycia. Dlatego nie chcę jej stracić. Nikt nie chce stracić części swojego życia. A moją częścią życia jest ta mała, skromna, brązowowłosa opiekunka dla dzieci, którą znam kilka dni. Niektórzy powiedzieliby że jestem dziwny. A ja po prostu jestem głupio zakochany.
-Słuchajcie jest sprawa. - powiedziała stawiając przede mną miskę płatków owsianych z mlekiem i siadając na swoje miejsce. - Mogę liczyć na waszą pomoc?
-Oczywiście! - powiedzieliśmy chórkiem z Shakirą. 
-Czekajcie na mnie! - do salonu wbiegł półnagi Gerard. - Już możesz mówić. - usiadł na krześle, oparł głowę o ręce i wpatrywał się w nią jak w obrazek.
-No więc problem polega na tym, że aktualnie nie mam mieszkania ani pieniędzy żeby zamieszkać w hotelu. I moja prośba brzmi czy moglibyście mi pożyczyć trochę kasy żebym mogła tu mieszkać póki nie znajdę jakiegoś mieszkania? Oddam wam jak najszybciej będę mogła!
-Zwariowałaś?! - wyrwała się Shaki. - Nie będzie mieszkała w jakimś nędznym hotelu, pakuj manatki zamieszkasz z nami! 
-Jezu naprawdę? - uradowała się Ann.
-Wiesz, zdaje mi się że nie mamy wolnej sypialni dla niej, kochanie. - popatrzył na nią jakby próbował jej w myślach powiedzieć, że to nie jest dobry pomysł. - Cesc! A ty co? Przecież masz wielki dom a sam w nim mieszkasz.
-Ja...Uhm.. - speszyłem się. - Pewnie.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - wstała i uścisnęła mnie tak mocno jakby miała mnie udusić.
-Dobra to idę do recepcji po zapasowy klucz.
-Jeden...? - speszyła się dziewczyna.
Stanąłem i zastanawiałem co teraz zrobić.
-Nasze kochane gołąbki ci wytłumaczą - uśmiechnąłem się triumfalnie i zniknąłem za drzwiami.

***

Oczami Ann
-Zapraszam do mojego małego królestwa! - otworzył szeroko drzwi ukazując mi tym samym wielkie mieszkanie z luksusowym wyposażeniem. 
-Wow - to jedyne co zdołałam w tej chwili powiedzieć.
-Chodź pokaże ci gdzie jest twój pokój. - wziął ode mnie walizki i ruszył piętro wyżej. Posłusznie udałam się za nim.
Otworzył drzwi, odłożył moją walizkę i z uśmiechem rozłożył ręce.
-Czuj się jak u siebie!
Okręciłam się o 360 stopni z otwartą buzią. Wielkie dwuosobowe łoże na środku, okno z widokiem na morze, dwie wielkie drewniane szafy, komoda, toaletka, a ściany w kolorach kremowym i kawowym dodawały temu miejscu dodatkowo ciepły nastrój. Poza kilkoma naściennymi lampami porozwieszane były również różne ciekawe obrazy.
-Jak tu piękne. Nie wiem jak ci dziękować, Cesc.
-To nic takiego, naprawdę. Przynajmniej wreszcie nie będę tu sam. A takim towarzystwem jak ty nie pogardzę - uśmiechnął się zawadiacko.
Próbowałam odwzajemnić uśmiech ale nie umiałam. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Podeszłam do niego bliżej tak, że dzieliły nas centymetry.
-Cesc... Czy my tej nocy... - popatrzyłam mu głęboko w oczy z przerażeniem wyczekując odpowiedzi. 
Jego smutne brązowe tęczówki błądziły po moich błękitnych. Jakby utonął w błękitnym morzu zapomnienia. Jakby chciał tam zostać. Jakby chciał połączyć morze z ziemią. Delikatnie objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Zapomnij o tym. - szepnął mi do ucha.
Odwzajemniłam uścisk. Woń jego perfum przyprawiała mnie o nie małe dreszcze. Staliśmy tak dłuższy czas. W końcu powoli się od niego oddaliłam ciągle czując jego oddech na swojej szyi
-Jesteś głodna? - jakby nigdy nic wyszedł z pokoju.
Chwilę jeszcze stałam patrząc na jego oddalającą się sylwetkę po czym ruszyłam za nim. Kiedy weszłam, chłopak stał już nad patelnią smażąc naleśniki. 
-Pomóc ci?
-Nie trzeba, mistrz kuchni na miejscu. Patrz na to!
Podniósł patelnię z ognia i wyrzucił ciasto do góry, które następnie wylądowało... na jego twarzy.
-Cholera...
-Pan Naleśnik na miejscu - poprawiłam go wstając i zdejmując mu z twarzy placek. - Och Cescy, Cescy..
-Chciałem się poczuć fajny - posmutniał.
-Jesteś. - rzuciłam przez ramię poszukując kubków. - Gdzie ty trzymasz te cholerne szkło?
-Trzecia szafka od drzwi. - odpowiedział tym razem przerzucając naleśnika drewnianą łyżką.
 Wyjęłam dwa i zasypałam dno kawą. Oparłam się o blat, czekając aż woda się zagotuje i patrząc na mistrza naleśników przy pracy.
-Za sekundkę będą gotowe. Ile zjesz? 
-Dwa, trzy.
-Proszę bardzo - postawił talerz z naleśnikami na puste miejsce. - Siadaj. Wolisz z nutellą czy z dżemem?
-Z nutellą poproszę. 
Jak na życzenie po chwili przede mną znajdował się wielki słój orzechowej masy i nóż. Gdy skończyłam smarować Cesc już zajadał swoje z dżemem. Chwyciłam gazetę i przewracałam stronami, aż znalazłam artykuły o pracy.
-Wiesz już co chcesz robić? - zapytał biorąc łyk kawy.
-Jestem wyedukowana na pracę z dziećmi więc chciałabym iść w tym kierunku. Chociaż chodziłam też na studia medyczne.
-A co z twoją poprzednią pracą? Co z tym małym chłopcem? Jak mu było... Jackie, Jammie.
-Jack.
-O właśnie. Co z nim?
-Przeprowadzili się i znaleźli nową opiekunkę. Cholera dlaczego w tej Barcelonie nikt nie szuka opiekunki!
-Spokojnie, coś wymyślimy. Czekaj... Powiedziałaś, że chodziłaś na studia medyczne?
-Tak, ale to nic takiego po prostu mój oj..
-Posłuchaj Ann, w klubie szukają fizjoterapeuty.
-Nie, Cesc nie mogę...
-Dlaczego?
-To dla mnie za dużo. Jeszcze niedawno opiekowałam się 8-letnim dzieckiem zarabiając grosze a teraz nagle miałabym się przerzucić na zupełnie inny zawód i to dla największego klubu na świecie?
-Ann to twoja życiowa szansa. - złapał mnie za dłoń. - Nie zmarnuj tego.
Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Popatrzył mi jeszcze jeden raz w oczy i wyszedł.

Oczami Cesca
Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem w moją stronę. Moim oczom ukazał się mój dobry przyjaciel z drużyny - Cristian Tello. Jednak nie był sam. Obok niego stała dziewczyna. Blond włosy opadające do ramion, oczy, których koloru nie dało się określić i... aparat na zębach. Od zawsze kręciły mnie u dziewczyn. A ta jej niepewność i strach dodawały jej jeszcze więcej plusów. Wyglądała na taką naturalną.
-Siema stary.
-Siema. - przywitałem się z nim.
-Cesc to jest Natalie moja nowa dziewczyna, Natalie to jest Cesc mój kumpel.
-Miło cię poznać. -podała mi rękę szeroko się uśmiechając i pokazując metal na swoich zębach.
-Mi również. - odwzajemniłem uśmiech. - Wejdźcie do środka. - rzuciłem odsuwając się na bok i gestem ręki wpuszczając ich do środka. 
-Cesc? - usłyszałem cichutki głosik z kuchni. - Kto to?
-Chodź. - złapałem ją za rękę i zaciągnąłem do salonu gdzie już czekała na nas para. - Kochani, poznajcie Ann moją dobrą znajomą i chwilową współlokatorkę. Ann poznaj Cristiana i jego nową dziewczynę Natalie

Narrator 3-osobowy
Od razu można było zauważyć, że dziewczyny przypadły sobie do gustu. Usiadły obok siebie na kanapie i rozmawiały popijając czerwone wino. Mężczyźni natomiast stali i wpatrywali się w nie.
-No stary niezłą laskę sobie wybrałeś - szturchnął kolegę Cristian.
-Daj spokój. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Tak, "przyjaciółmi".
-Cristian walnął cię ktoś kiedyś w twarz? Taboretem?
-Tak, ty, nie raz. - wyszczerzył zęby.
Tymczasem płeć żeńska prowadziła zawziętą konwersacje o chłopakach.
-To od kiedy jesteś z Tello? - zapytała Ann.
-Tydzień. To krótko ale naprawdę, czuję jakbym go znała wieczność. Jest cudowny. A ty i Cesc?
-Co "ja i Cesc"?
-No.. Od kiedy jesteście razem? - speszyła się dziewczyna.
-Co? Nie, nie! Nie jesteśmy razem! - zaśmiała się nerwowo. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Naprawdę? Szkoda, strasznie do siebie pasujecie.
-Dziękuję, ale wątpię żeby kiedyś było coś takiego jak "ja i Cesc".
-Nie wiesz co tracisz. Z tego co mi opowiadał Cris wnioskuję, że jest wspaniałym facetem.
-Tak, ale... Wiesz... Poza tym ma dziewczynę.
-Ma dziewczynę?!
-Tak. Niestety miałam okazję ją poznać.
-Aż tak źle?
-Uwierz, jeśli kiedyś zobaczysz ją na ulicy - wiej. 
Rozmowa trwała i trwała, a dziewczyny zachowywały się jakby znały się od piaskownicy, a nie od 15 minut. Cesc i Cristian usiedli na kanapie naprzeciwko nas i dołączyli do konwersacji. Ann jednak nie mogła się skupić ani na rozmowie, ani na piciu wina. Jedyne co widziała, to te krótkie spojrzenia co jakąś chwilę Cesca na Natalie i Natalie na Cesca. Cesc się uśmiechał, ona do odwzajemniała, Natalie się śmiała, on to odwzajemniał. Czując okropny ból w sercu z trzaskiem postawiła prawie pustą lampkę wina i wyszła z pomieszczenia. Czując jak kilka łez spływa po jej policzkach weszła do łazienki, zamknęła drzwi i oparła się o nie, szlochając cicho. Zjechała niżej aż w końcu siedziała na zimnych kafelkach otulona swoimi własnymi ramionami. Zastanawiała się czemu to ją tak zabolało. Czemu nie mogła się na niczym skupić. Czemu widziała tylko te spojrzenia. Mogła sobie zadać jeszcze miliony takich pytań na które odpowiedzi nikt nie znał. Usłyszała delikatne pukanie do drzwi na co energicznie podniosła głowę.
-Ann? Jesteś tam?
-Zostawcie mnie!
-Ann otwórz proszę to ja Cristian. 
Niepewnie wstała i lekko uchyliła drzwi. W tej małej szparce zobaczyła Cristiana ze zmartwioną twarzą. Opuszczając wzrok, aby nie widział jej łez wpuściła go do środka. 
-Płaczesz?
Szatynka bez słowa zamknęła drzwi i oparła o nie czoło. 
-Odezwij się do mnie, proszę.
-Po co? Żeby się pośmiać? Że taka duża dziewczyna a płacze? I to przez chłopaka? Że zachowuje się jak nastolatka? Że jestem beznadziejna? Dziękuję, ja to już wiem.
Kolejna fala łez zalała jej policzki. Chłopak nic nie mówiąc podszedł i mocno otulił ją swoim ciepłym ciałem. Czuła cudowne perfumy, ciepło i bezpieczeństwo. Ale to nie było to samo. Idealnie czuła się w ramionach tego brązowookiego Katalończyka z Arenys de Mar. Tam było jej miejsce. 
-Rozumiem cię Ann.
-Nie rozumiesz. Chcesz zrozumieć,ale nie umiesz.
-Rozumiem. A wiesz czemu? Bo kiedy tam siedzieliśmy też widziałem tylko ich wzroki. Te uśmiechu, te śmiechy. Moje serce powoli pękało. Ale wiesz kiedy pękło całkowicie? Kiedy wyszłaś z pokoju. Cesc chciał za tobą iść, ale zatrzymałem go. Ja to chciałem zrobić. Chciałem być z tobą sam na sam. Tak jak jesteśmy teraz.
Złapał ją za brodę i pociągnął do góry tak aby ich wzroki się spotkały. Powoli zbliżał swoją twarz do jej. Kiedy zostały milimetry między ich wargami dziewczyna oddaliła się o krok.
-Przepraszam Tello, nie mogę.
-Rozumiem. Przepraszam.
-Chodź lepiej już chodźmy. 
Chwyciła jego nadgarstek i zaciągnęła piętro niżej do salonu. Kiedy weszli Cesc spojrzał na zapłakaną dziewczynę ze strachem.
-Ann - podbiegł i mocno ją przytulił.
W tym momencie czuła jak jej serce wraca do pierwotnej formy. Jego koszula zmyła jej łzy, ciepło wypełniło całe ciało, a nozdrza delektowały się perfumami. To właśnie chciała czuć. Czuła jak jego usta kilkakrotnie pojawiały się na jej czole i zostawiały tam swój ślad w postaci pocałunku. Tego pragnęła.

***
Pożegnali się ze swoimi gośćmi po czym rozeszli do swoich pokoi. Ann chwyciła swoją książkę i zaczęła czytać. Nie mogła się jednak skupić, gdyż z pokoju obok dobiegały ją rozmowy i dzikie śmiechy współlokatora. Nie wytrzymując dłużej odłożyła książkę na szafkę nocną i podeszła do drzwi obok. Zapukała trzykrotnie.
-Proszę.
Weszła i zobaczyła Cesca z laptopem na łóżku. 
-Mogę?
-Pewnie chodź. - poklepał miejsce obok siebie na łóżku.
-Co robisz? - zapytała w drodze po czym usiadła obok chłopaka. 
-Rozmawiam na Skypie z Natalie - uśmiechnął się szeroko.
-Cześć Ann - rozległ się znany jej głos z komputera.
-Cześć Natalie. - odpowiedziała niepewnie.
Przez następne 10 minut siedziała tam i patrzyła jak się wygłupiają, śmieją, opowiadają kawały, plotkują. Czuła to samo co wtedy w salonie. Czuła jak serce po raz kolejny rozłamuje się na miliony kawałków. 
-Pójdę już. - powiedziała wstając z łóżka i dyskretnie ocierając łzę. 
-Tak szybko?
-Tak, jestem strasznie śpiąca.
-W takim razie dobranoc. Słodkich snów. 
-Dzięki. Dobranoc, Natalie. 
-Dobranoc! - usłyszała w odpowiedzi z komputera.
Przeszłam do swojego pokoju i próbując nie wybuchnąć ponownie płaczem przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Za ścianą ciągle słyszałam ciche śmiechy. Obracałam się z boku na bok próbując wreszcie zasnąć. Wreszcie znalazłam odpowiednią pozycję i odleciałam w krainę snów. 
***
Siedziała w ławce i patrzyła w stronę ołtarza. Kobieta w białej sukni i mężczyzna w smokingu. To ona tam miała stać. Ona miała być dzisiaj najważniejsza. Ona miała właśnie zakładać mu obrączkę. Ona miała go teraz całować. "Ogłaszam was mężem i żoną". Ona miała usłyszeć te słowa. To miała być ona. Szczęśliwi odeszli od ołtarza. Jedyne co słyszałam to szyderczy śmiech panny młodej i krzyki gości "Vivat Natalie i Cesc!"
***
Gwałtownie się obudziła oddychając szybko. To był sen. To był tylko sen. Poczuła, że ma zapłakane policzki. 
-Nie mogę już tak dłużej. - powiedziała sobie w myślach.
Chwyciła laptopa i sprawdziła najbliższe loty samolotów do Argentyny. O 6:00. Sprawdziła aktualną godzinę. 5:26. Ulga wypełniła jej klatkę piersiową. Spakowała kilka najważniejszych rzeczy do walizki. Chwyciła najbliżej leżącą kartkę i długopis. Kiedy skończyła pisać pobiegła na dół i odłożyła ją na stół w kuchni. Chwyciła walizkę i wyszła. Po chwili siedziała już w samolocie myślami będąc już w Argentynie. Wiedziała, że nie może przyjeżdżać tak bez zapowiedzi ale musiała. W końcu to jej przyjaciel. Zrobi dla niej wszystko. 
-Drodzy pasażerowie tu wasz pilot. Proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy. - rozległo się z głośników.
Posłusznie się zapięłam. Poczułam jak samolot wznosi się do góry. Spojrzałam za okno i zobaczyłam krajobraz miasta, które znałam praktycznie na pamięć. Szybko odnalazłam Camp Nou, La Masie i dom Cesca. 
-Żegnaj Barcelono. - pociągnęłam nosem i założyłam słuchawki, w których po chwili rozległy się dźwięki mojej ulubionej piosenki.

***

Przeciągnął się po swoim łóżku. Słońce świeciło dziś bardzo mocno. Usiadł na krawędzi, przetarł oczy i założył swoje papcie. Wyszedł na korytarz i zastał cisze.
-Jeszcze śpi, śpioch jeden - zaśmiał się. 
Walnął kilka razy w jej drzwi 
-WSTAWAJ KSIĘŻNICZKO - krzyknął.
Skierował się do łazienki. Chwycił szczoteczkę do zębów, nałożył na nią pastę po czym zaczął robić okrężne ruchy na swoich białych, równych zębach. Po kilku minutach wypluł ją i opłukał. Poprawił jeszcze kilka razy włosy po czym będąc dalej w bokserkach wyszedł z pomieszczenia. W mieszkaniu dalej panowała cisza.
-Sama tego chciałaś. 
Z hukiem otworzył drzwi ale zastał jedynie pustkę. Ze zdziwieniem zszedł piętro niżej co chwilę nawołując jej imię. Zajrzał do każdego pomieszczenia i zastał to samo. 
-Pewnie poszła na spacer - stwierdził i wszedł do kuchni.
Nalawszy sobie kawy usiadł przy stole. Dopiero teraz zobaczył kartkę zgiętą na pół i podpisana "Cesc". Zdziwiony otworzył, wziął łyk kawy i zaczął czytać.


Drogi Cescu,
 Kiedy będziesz to czytać, mnie już tu zapewne nie będzie. Pewnie pomyślałeś, że gdzieś wyszłam. Na spacer, czy po bułki. Niestety nie, Cesc. Nie chciałam tego robić. Naprawdę. Uwierz to dla mnie również trudne. Ale musisz to zaakceptować. Wyjechałam. A właściwie... Wyleciałam. Nad ranem. Kiedy ty sobie smacznie spałeś. To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Dla ciebie przyjęcie tego pewnie również jest trudne. Rozumiem. Musisz z tym żyć. Musisz o mnie zapomnieć. Zapomnij że była jakaś Ann Black. Zapomnij. Proszę, nie szukaj mnie, nie dzwoń. Żyj jak żyłeś. Jakby mnie nie było. Przepraszam jeszcze raz. Mam nadzieję, że zrozumiesz i wybaczysz. Nie mogę podać powodu. To tajemnica. Moja tajemnica. Pozdrów wszystkich. No i szczęścia z Daniellą :)
                                                                                                                         Kocham,
                                                                                                                        Ann 
PS. Proszę jeszcze raz - nie szukaj mnie.

_________________________________
Długa przerwa = długi odcinek :D 
Mam nadzieję, że się podoba. Według mnie trochę za szybko się to dzieje. No ale cóż... 
Liczę na wasze komentarze i do następnego (: 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Part 5

Przypomnienie: 
Otworzyłem oczy. Pierwsze co poczułem to cholerny ból głowy. Odruchowo za nią złapałem, sycząc z bólu. Drugą rzeczą którą poczułem była ręka. Nie moja. Czyjaś. Kobieca. Rozejrzałem się po pokoju. To nie mój dom, ani nie Danielle. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ją.
________

Miała zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Poduszka owinięta była kosmykami jej włosów. Twarz miała anielską. Patrzyłem na nią dość długi czas, lecz w końcu zdałem sobie sprawę co się dzieje. Odchyliłem lekko kołdrę. Jestem całkiem nagi. Mimo, że nic nie pamiętam, wszystko wygląda jednoznacznie. Zwłaszcza te ubrania porozrzucane po całym pokoju. "Cholera, cholera, cholera" wyklinałem w myślach. Walnąłem głową o poduszkę i złapałem się za głowę. To się nie dzieje naprawdę. Spojrzałem na nią jeszcze raz. Uśmiechała się lekko pod nosem. Ciekawe co jej się śni... Postanowiłem zebrać się w sobie i po prostu wyjść. Wyjść i udawać, że nic się nie stało. Ona się nigdy nie dowie i wszyscy będą szczęśliwi. Popatrzyłem w swoje prawo i zobaczyłem przewieszony przez krzesło szlafrok. Był różowy. Cóż...innego wyboru nie mam. Poza tym ubiorę go tylko na drogę.
-Jesteś dzielny Cesc, jesteś dzielny - mówiłem cicho pod nosem. 
Usiadłem na łóżku i sięgnąłem po niego. Nałożyłem na swoje nagie ciało i przyciągnąłem przepasanym na biodrach paskiem. Stanąłem obok lustra. Przejrzałem się kręcąc się dookoła. 
-W sumie.. Nie jest źle... - powiedziałam robiąc dziwne pozy. 
Pozbierałem swoje ubrania i na palcach podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i cicho zamknąłem. Już miałem iść ale stanąłem w miejscu. Chwila... Coś nie pasuje... Popatrzyłem w prawo. Korytarz. Pełno drzwi. I kwiatków. Popatrzyłem w lewo. To samo. Popatrzyłem na wprost. Wielkie szklane drzwi. I ludzie. Kilka ludzi. Dostrzec można było kobietę koło 30-stki, siedzącą przy stole z gazetą i kawą w ręku. Obok szedł 70-letni dziadek z laską, idący w stronę tarasu. To chyba nie dom... Spojrzałem na drzwi. Był na nich numerek 306. To hotel. Właśnie stoję na środku hotelu w różowym szlafroku. Zmieszałem się i szybko zawróciłem. Chwyciłem za klamkę i przekręciłem. Nic. Jeszcze raz. Znowu nic. 
-Cholera, drzwi zatrzaskowe - wyklinałem pod nosem. - Dobra co teraz... Co teraz.. - rozglądałem się dookoła. Nie mam wyboru.
Podszedłem do drzwi obok z srebrną liczbą 305. To będzie najbardziej upokarzająca chwila w moim życiu. Wziąłem głęboki wdech i delikatnie zapukałem w drewniane drzwi. Usłyszałem zbliżające się kroki. Serce mi zamarło kiedy drzwi się uchyliły wydając cichy skrzyp.
-Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam czy mógłbym... - podniosłem do tej pory opuszczoną głowę i ujrzałem... - Pique?!
Kilka razy przejechał mnie wzrokiem od dołu do góry i tak jak się spodziewałem-wybuchnął śmiechem. Przewróciłem oczami, skrzyżowałem ręce i ze zdenerwowanie tupałem nogą.
-Skończyłeś? - zapytałem lekko zirytowany.
Nie skończył. Długo jeszcze trwało zanim był w stanie wydusić słowo.
-Dobra już. - wytarł łzy z policzków. - Co się stało Pani Fabregas? - próbował opanować śmiech.
-Co ty tu robisz? - zignorowałem jego pytanie.
-Nie pamiętasz? Aż tak się nachlałeś?
-Najwyraźniej... - Nie chciałem mu mówić, co się stało dziś w nocy. 
-Iniesta nie chciał nas zamartwiać podwózką do domu więc wynajął dla wszystkich pokoje w pobliskim hotelu.
-To miło z jego strony. Geri, mogę skorzystać z twojej łazienki?
-Pewnie, wchodź. 
Przekroczyłem próg ich apartamentu. Zobaczyłem Shakirę siedzącą przy stole i zajadającą jajecznice.
-Cześć Francesco. 
-Oh walcie się...
Ruszyłem w kierunku łazienki, a za sobą usłyszałem tylko ciche chichoty znajomych. Zostawiłem uchylone drzwi i podszedłem do umywalki. Oparłem na niej pewnie swoje umięśnione ręce, opuściłem głowę, zamknąłem oczy i uroniłem łzę. Jedną, małą kropelkę słonej łzy, która tyle znaczyła. Dawno nie uroniłem ani jednej. Zapomniałem jak to jest. Zapomniałem jaki ból czuje się w sercu kiedy spływa ona po twoim gładkim policzku, a następnie spada jednostajnie wprost do umywalki, cicho oddając przy tym plusk. To boli. Boli kiedy pomyśli się, że ta łza była zadedykowana jej. Dziewczynie, która tak zaplątała mi w głowie. Pociągnąłem nosem podnosząc głowę i patrząc na swoje odbicie w lustrze. W myślach krążyły mi przeróżne pytania. Kim tak naprawdę jestem? Co mam zrobić? Kim jest dla mnie Sara? A kim Danielle? Co mam teraz zrobić? Czułem jakby zaraz mózg miałby mi eksplodować. 
-Jesteś idiotą. - powiedziałem do swojego odbicia w lustrze, patrząc jak kolejna łza spływa po moim policzku.
-Nie jesteś, misiek. - odwróciłem się energicznie i ujrzałem opartego o framugę drzwi Gerarda. Odepchnął się od nich, a następnie usiadł na brzegu wanny postukując w miejsce obok mnie. - Siadaj.
Posłusznie usiadłem w wyznaczone przez przyjaciela miejsce. 
-Wiem wszystko.
-Skąd?
-Debilu, sam cię wpakowałem do jej łóżka!
Popatrzyłem na niego spod łba lekko niedowierzając.
-Ale... Dlaczego?
-Naprawdę nie wiesz?
-Dobra, wiem, rozumiem. Ale Geri.. Nie możesz sterować moim życiem. To mój statek, ja jestem kapitanem. To ja decyduje czy wypłynę na ląd czy popłynę dalej w nieznaną.
-Ale w takim razie gdzie ty zmierzasz?
-Gdzie mnie fale poniosą.

Oczami Sary
Otworzyłam oczy. pierwsze co poczułam to przeszywający ból głowy. Odruchowo za nią chwyciłam sycząc przy tym zacięcie. Przewróciłam się na drugi bok. Już miałam zamknąć oczy i iść dalej spać ale coś zwróciło moją uwagę. Kołdra. Odsłonięta kołdra, jakby ktoś właśnie z niej wstał. I pomięta poduszka. Odwróciłam głowę. Po całej połowie pokoju porozrzucane były moje ubrania. Zajrzałam pod kołdrę. O nie... Co się stało? Opadłam głową na poduszkę. Wiedziałam że już nie zasnę. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Nie jestem u siebie. Więc gdzie jestem? Kakaowo-beżowe ściany i tony obrazów na nich nadawały temu miejscu miłe ciepło. Więc tak naprawdę gdzie jestem? I kim była tajemnicza postać lężąca obok mnie w łóżku? Odrzucając od siebie kolejne nurtujące pytania, owinęłam się kołdrą, chwyciłam swoje ubrania i wyszłam za drzwi z zamiarem odwiedzenia łazienki. Zamknęłam drzwi i.. chwila.. jestem na holu hotelowym? Jak..? Ehh, nieważne. Muszę szybko wrócić do pokoju. Szarpałam za klamkę ale nic z tego. Drzwi zatrzaskowe. Szlak by to trafił! Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do pokoju obok. Zapukałam, z nadzieją, że zastanę kogoś w środku

Oczami Cesca
Pukanie rozległo się po całym apartamencie.
-Pójdę otworzyć. - wstał i zostawił uchylone drzwi, dzięki czemu wszystko widziałem.
Pociągnął do siebie drzwi, a blade światło rozjaśniło jego ciało. Uśmiechnął się szeroko prowadząc z postacią krótki dialog. Na koniec przytaknął kilka razy i wskazał na pomieszczenie w którym się aktualnie znajduję. Odsunął się na bok, robiąc miejsce. I wtedy ujrzałem ją. Rozpromienioną, owinięta sama kołdrą. Zamieniła jeszcze kilka słów z Pique, przywitała się z Shakirą i ruszyła do łazienki. Stąpała cichutko po panelach swoimi gołymi stopami. Weszła przez uchylone drzwi i uśmiechnęła się jeszcze bardziej kiedy mnie zobaczyła. Kocha mnie.
-Cześć Cesc.
-Hej Sara.
-Ekhem.. Fajny szlafrok.. - zasłoniła usta by nie wybuchnąć śmiechem.
-Następna no! No ludzie, trochę szacunku!
-Już już Francesco nie wolno się denerwować w ciąży! - poklepała mnie po brzuchu.
-W ciąży?! - zrobiłem obrażoną minę.
-Ależ Francesco nie tak gwałtownie! Toż to bardzo szczęśliwa wiadomość!
-Wyglądam w tym bardzo seksownie.
-Co ćpałeś? - zaśmiała się - Od kiedy to facet dobrze wygląda w różowym szlafroku, kotku?
-Spadaj dobra?! - zaśmiałem się wychodząc z łazienki, aby mogła się przebrać.
-Fabregas! Stop! Nie ruszaj sie! - usłyszałem za sobą krzyk Sary. Stanąłem nieruchomo. Usłyszałem jak zbliża się do mnie. Chwila ciszy i... Zarobiłem siarczystego klapsa w pośladki.
-No dżago, teraz możesz iść! - zaśmiała się głośno i zamknęła w łazience. 

________
Cześć cześć wróciłam z odcinkiem :D Znowu taka długa przerwa, przepraszam ._. Za miesiąc będę miała ferie więc coś tam się napisze na pewno :D Mile widziane komentarze, oczywiście C:
WAŻNE: OD NASTĘPNEGO ODCINKA ZMIENIAM IMIĘ 'SARA' NA 'ANIA' (CHYBA WIADOMO CZEMU XD) 

Do następnego misiaki :*

niedziela, 14 października 2012

Part 4

Przypomnienie:
Euro 2012. Po zwycięstwie Fabregas poznaję piękną Sarę. Na ślubie Iniesty okazuje się że jest przyjaciółką pana młodego. Pijani goście wpadają na pomysł zagrać w butelkę co nie wróży nic dobrego dla Cesca.

-------------------

Usiedliśmy w kółku. Pique jak zwykle siedział obok mnie. Zobaczyłem, że zbliża się Sara więc szybko poklepałem wolne miejsce obok mnie. Uśmiechnęła się przyjaźnie, lecz kiedy miała usiąść ktoś ją wyprzedził. Tak, był to nie kto inny jak Danielle. To jeden z tych momentów, kiedy mam ochotę ją udusić. Sara wyglądała na zdziwioną. Ba, bardzo zdziwioną. Patrzyła na nią przez chwilę, potem na mnie i znowu na nią. Przytaknęła sama do siebie, uśmiechnęła się i podeszła do nas. Przykucnęła przy niej i wyciagnęła rękę.
-Witam. Mama Cesca? Sara Black, miło mi panią poznać!
- Oh God... - powiedziałem cicho łapiąc się za głowe.
Danielle przejeżdżała ją wzrokiem od góry do dołu.
-Mama? Mama?! - wstała zdenerwowana. - Ja, drogie dziecko, jestem przyszłą panią Fabregas! - wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się tej scence. - I spróbuj tylko się zbliżyć do niego to ci obiecuję że własna matka cię nie pozna. - ostatnie zdanie wypowiedziała przez zęby.
Zadowolona siadła obok mnie i pocałowała mnie cały czas morderczo patrząc na brunetkę. Ona spoglądała na mnie z niedowierzaniem po czym usiadła po drugiej stronie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię widząc jak wszystkie pary oczu zwrócone są ku mnie.
-Ekhem.. No cóż.. Może zaczniemy grać? - przerwał ciszę Pique.
Wszyscy przytaknęliśmy i zaczął kręcić. Wypadło na Dan.
-Prawda czy wyzwanie?
-Hmmmm... Wyzwanie - uśmiechała się jak głupia.
-Pomyślmy.. - mówiąc to co chwile wrednie na mnie zerkał. - Sara! - popatrzył na nią z uśmiechem i dyskretnie na mnie z zadowoleniem. - Zamieńcię się z nią miejscami.
-Co? - prychnęła. - Nie ma mowy.
-Ej no ona nie stosuje się do zasad! - zrobił minę zbitego psiaka. - Ktoś tu będzie miał karne zadanie.
-Dobra idę. - przewróciła oczami.
Gdy wstała "przypadkiem" nadepnęła mi na nogę. Nawet nie przeprosiła. A po drodze również "przypadkiem" wpadła na Sarę która mało co nie spadła na Ramosa ale ten dzielny bohater złapał ją. Usiadła obok uśmiechając się.
-Znowu się spotykamy.
W odpowiedzi jedynie cicho zachichotała, unikając mojego wzroku
-No Dan, kręć. - popędzał ją Gerard.

Gra była w miarę normalna, do czau. No właśnie - do czasu. Znowu kręcił Pique. Zakręcił butelką uśmiechając się do mnie znacząco. Patrzyłem jak butelka powoli się zatrzymuje a mi robi się coraz bardziej gorąco. I w końcu się zatrzymała. Na Sarę. W myślach wrzeszczałem pzekleństwa które nawet nie wiedziałem że istnieją.
-Ooo Sara. - uśmiechnął się. - Pomyślmy... - wiem że nie musiał mysleć. Od początku to wszystko zaplanował. - Prawda czy wyzwanie?
-Pytanie. - pokazała mu język.
-Ej no... -zrobił minę zbitego szczeniaczka. - Jak mogłaś...
-Przepraszam. - zaśmiała się.
-Dobra. No więc pytanie... - udawał że myśli. Popatrzył na mnie. - Lubisz Cesca?
Spuściłem wzrok. Kiedyś go zabiję. Kątem oka widziałam jak się denerwuje, bawiąc się rękami.
-No... Tak... Lubię. - powiedziała cicho. I niepewnie.
Popatrzyłem na Gerarda który uśmiechał się do mnie triumfalnie.

Mijały godziny a my dalej graliśmy coraz bardziej pijani. Geri kręcił. Ale już się tym nie przejmowałem, byłem zbyt pijany. Właściwie to nawet nie ogarniałem kto teraz kręci. Wszystko przed oczami miałem zamazane.
-I hopsa sa bęc wypadło na Fabsiunia! Zadanie czy wyzwanie?
Tak, Pique był zdecydowanie bardziej pijany niż ja.
-Zadanie czy wyzwanie? Po*ebało cię?
-Aha sorry - śmiał się jak głupi. - Prawda czy wyzwanie?
-A co mi tam. Wyzwanie!
Zaczęli mi klaskać, a ja wziąłem jeszcze pare łyków wódki na odwagę.
-Dobra to ten... Przeliż się z Sarą!
Gdybym nie był pijany pewnie powiedziałbym coś w stylu "Co? Nie!". Ale byłem pijany. I powiedziałem coś innego. Wypiłem całą butelkę wina. Wszyscy krzyczeli "Gorzko, gorzko, gorzko!". I twarz Sary. Coraz bliżej i bliżej. I koniec. Film mi sie urwał.

Otworzyłem oczy. Pierwsze co poczułem to cholerny ból głowy. Odruchowo za nią złapałem, sycząc z bólu. Drugą rzeczą którą poczułem była ręka. Nie moja. Czyjaś. Kobieca. Rozejrzałem się po pokoju. To nie mój dom, ani nie Danielle. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ją.

______________
Chciałabym bardzo przeprosić że tyle nie dodawałam odcinka ale po prostu raz nie mam czasu, raz mi się nie chce, raz zapominam że mam tego bloga i jakoś tak... Strasznie mnie zawalają nauką w tym roku i mam mało wolnego czasu. Nawet wczoraj, w sobotę, zakuwałam na fizykę. Ale spróbuję jakoś nadrobić te 3 miesiące bez odcinków. Na początku dodałam krótki tekścik przypomnienia bo domyślam się że po tak długiej przerwie nikt już nie pamięta fabuły :D Więc dziękuję za przeczytania i liczę na wyrozumiałość. 
Pozdrawiam xx

piątek, 20 lipca 2012

Part 3

Minął tydzień i nadszedł wielki dzień. Ślub Iniesty. Czekałem na ten dzień długi czas, widziałem jak pasują do siebie z Anną. Po prostu są jak dwie krople wody...
Jeśli chodzi o mnie i Danielle.. Jest coraz gorzej... Kłócimy się kilka razy dziennie i zawsze jest ona niepotrzebna.. I właśnie zbliża się kolejna.
-Kochanie co ubierasz? - zapytała.
-No ten garnitur co jest na łóżku, zobacz sobie.
-Czyś ty oszalał?!
-Bo?
-Cholera człowieku! Nie widzisz tej plamy na marynarce?!
-Ona jest wielkości ziarenka piasku, poza tym czarna więc i tak nie widać!
-Ale jest! Nie pójdziesz w niej, nie będziesz mi wiochy robił!
-Słucham?! A kto idzie w różowej sukience?!
-Różowy jest modny głąbie!
-Serio? Jakoś ty jedyna będziesz w tym jakże modnym kolorze!
-Zamknij się już cholero jedna codziennie musisz mnie wkurzać?!
-Cholera skończ na mnie krzyczeć! Każdy ubiera co chce i koniec kłótni!
Nie odpowiedziała tylko obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Nie wiem co się z nami dzieje, po prostu nie wiem..

***
Ślub minął przyjemnie, widać jacy są ze sobą szczęśliwi. Daniella od czasu kłótni nie odezwała sie do mnie ani razu. Pojechaliśmy do restauracji w której miała odbyć się zabawa.
Zaparkowałem i wysiadłem chcąc zachowac się ak gentelman i otworzyć Danielli drzwi. Lecz kiedy podeszłem do nich, ona z całej siły je otworzyła przez co oberwałem w moje jakże czułe miejsce..
-Oj przepraszam. - uśmiechnęła się wrednie.
-Mhm - próbowałem opanować ból.
Ona trzasnęła drzwiami i przeszła obojętnie obok mnie.
-Daniella!
Odwróciła się wywracając oczami.
-Czego?
-Poczekaj na mnie.
-Pff..
Już chciała odejść ale ja z trudem podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę.
-Zostaw mnie! - wrzasnęła wyrywając się mi.
-Dan daj mi dojść do słowa! Tutaj jest pełno paparazzi, chociaż udawajmy że jesteśmy ze sobą aktualnie szczęśliwi, chcesz żeby potem chodziły jakieś plotki?
-Ehhh... Dobra chodź.. - wyciągnęła w moją stronę rękę. Złapałem ją i ruszyliśmy do wejścia.

***
Świetnie się bawiliśmy, naprawdę. Były tańce, zabawy, alkohol. Podszedł do mnie Iniesta, już troche nachlany. Nie dziwne, nie dość że jego wesele to jeszcze późna godzina. Ja jakoś się jeszcze trzymałem.
-Cesc kochanie ty moje chodź tu do mnie! - podszedł do mnie i przytulił mnie. Zdziwiony poklepalem go po plecach.
-Już już - próbowałem go odciągnąć.
-I co jak sie bawisz?
-Zajebiście - uśmiechnąłem się.
-To dopsz. Ej znasz tutaj wszystkich?
-Nie całkiem...
-To chodź przedstawie ci ich!
-Jasne.
Podchodziliśmy po kolei do każdego i witaliśmy się. Szczerze nie miałem na to ochoty, ale nie mogłem odmówić. I nagle zobaczyłem ją. Anioła którego spotkałem na murawie. Stała z jakimiś kobietami i śmiala się w głos ukazując swoje piękne zęby, co chwile popijając lampkę wina. Moje oczy w jednej chwili zmieniły swoją wielkość na pięciozłotówki. Jak się domyśliłem podeszliśmy do nich.
-A to Sara Black, moja stara znajoma z podstawówki.
Dziewczyna odwróciła się w naszą strone usmiechnięta, jednak gdy mnie zobaczyła usta opadły jej z wrażenia.
-O boże Cesc?! - zasmiała się.
-Hej Sara - podrapałem się po szyi śmiejąc się.
-Wow, co za spotkanie..
-No..
-To wy się znacie?! - Andres patrzył raz na mnie raz na Sare.
-Trochę.. - mrugneła do mnie.
-Aha.. Dobra.. Nie ogarniam.. Idę stąd.. - odszedł patrząc daleko przed siebie.
Zostałem z nią sam.
-Tooo.. Co tu robisz? - zapytała.
-Stoję - uśmiechnąłem się.
-Haha, dobra, rozumiem - zasmiała się.
Długa jeszcze gadaliśmy śmiejąc się aż w końcu usłyszałem jak DJ puszcza piosenkę Chrisa Browna - With You. Kochałem ta piosenke.
-Zatańczymy? - wyciągnąłem do niej rękę. Dziewczyna zakrztusiła się winem.
-Jasne! - szeroko się uśmiechnęła.
Weszlismy na parkiet położyłem jej rekę na biodrze a ona mi na ramieniu, drugie ręcę opletliśmy. Przyciągnąłem ją tak, że nasze ciała sie stykały. Patrzyliśmy sobie w oczy tańcząc w rytm bijącej z głośników muzyki. Serce samo prowadziło moje nogi. A co mówiło serce? "Tańcz z nią, tańcz.."
Dopiero po dłuższej chwili przypomnialo mi się o Danielli, ale jakoś nie miałem ochoty teraz zastanawiać sie gdzie jest.

***
Późna godzina. W powietrzu plącze się zapach alkoholu pomieszany z tytoniem. I wtedy Pique wpada na pewien pomysł. Zagrać w butelkę. I tu zaczyna się cała akcja mojego życia.

______________
No :D Odcinek miał byc bardzo długi, ale postanowiłam jednak podzielić go na dwie cześci ;D Także tego.. Akcja rozpocznie się w następnym odcinku kiedy to rozpocznie się gra w butelkę, ktora całkowicie zmieni życia Cesca :D
Komentujcie i jakbyście mogli, to polecajcie : 33
Pozdrawiam i do następnego Xx
EDIT: Przepraszam cię bardzo kochanie, zapomniałam o tej dedykacji >.< no więc dedykacja dla pięknie wspierającej mnie i cudownej Natalii < @natliie > ♥