Otworzyłem oczy. Pierwsze co poczułem to cholerny ból głowy. Odruchowo za nią złapałem, sycząc z bólu. Drugą rzeczą którą poczułem była ręka. Nie moja. Czyjaś. Kobieca. Rozejrzałem się po pokoju. To nie mój dom, ani nie Danielle. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ją.
________
Miała zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Poduszka owinięta była kosmykami jej włosów. Twarz miała anielską. Patrzyłem na nią dość długi czas, lecz w końcu zdałem sobie sprawę co się dzieje. Odchyliłem lekko kołdrę. Jestem całkiem nagi. Mimo, że nic nie pamiętam, wszystko wygląda jednoznacznie. Zwłaszcza te ubrania porozrzucane po całym pokoju. "Cholera, cholera, cholera" wyklinałem w myślach. Walnąłem głową o poduszkę i złapałem się za głowę. To się nie dzieje naprawdę. Spojrzałem na nią jeszcze raz. Uśmiechała się lekko pod nosem. Ciekawe co jej się śni... Postanowiłem zebrać się w sobie i po prostu wyjść. Wyjść i udawać, że nic się nie stało. Ona się nigdy nie dowie i wszyscy będą szczęśliwi. Popatrzyłem w swoje prawo i zobaczyłem przewieszony przez krzesło szlafrok. Był różowy. Cóż...innego wyboru nie mam. Poza tym ubiorę go tylko na drogę.
-Jesteś dzielny Cesc, jesteś dzielny - mówiłem cicho pod nosem.
Usiadłem na łóżku i sięgnąłem po niego. Nałożyłem na swoje nagie ciało i przyciągnąłem przepasanym na biodrach paskiem. Stanąłem obok lustra. Przejrzałem się kręcąc się dookoła.
-W sumie.. Nie jest źle... - powiedziałam robiąc dziwne pozy.
Pozbierałem swoje ubrania i na palcach podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i cicho zamknąłem. Już miałem iść ale stanąłem w miejscu. Chwila... Coś nie pasuje... Popatrzyłem w prawo. Korytarz. Pełno drzwi. I kwiatków. Popatrzyłem w lewo. To samo. Popatrzyłem na wprost. Wielkie szklane drzwi. I ludzie. Kilka ludzi. Dostrzec można było kobietę koło 30-stki, siedzącą przy stole z gazetą i kawą w ręku. Obok szedł 70-letni dziadek z laską, idący w stronę tarasu. To chyba nie dom... Spojrzałem na drzwi. Był na nich numerek 306. To hotel. Właśnie stoję na środku hotelu w różowym szlafroku. Zmieszałem się i szybko zawróciłem. Chwyciłem za klamkę i przekręciłem. Nic. Jeszcze raz. Znowu nic.
-Cholera, drzwi zatrzaskowe - wyklinałem pod nosem. - Dobra co teraz... Co teraz.. - rozglądałem się dookoła. Nie mam wyboru.
Podszedłem do drzwi obok z srebrną liczbą 305. To będzie najbardziej upokarzająca chwila w moim życiu. Wziąłem głęboki wdech i delikatnie zapukałem w drewniane drzwi. Usłyszałem zbliżające się kroki. Serce mi zamarło kiedy drzwi się uchyliły wydając cichy skrzyp.
-Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam czy mógłbym... - podniosłem do tej pory opuszczoną głowę i ujrzałem... - Pique?!
Kilka razy przejechał mnie wzrokiem od dołu do góry i tak jak się spodziewałem-wybuchnął śmiechem. Przewróciłem oczami, skrzyżowałem ręce i ze zdenerwowanie tupałem nogą.
-Skończyłeś? - zapytałem lekko zirytowany.
Nie skończył. Długo jeszcze trwało zanim był w stanie wydusić słowo.
-Dobra już. - wytarł łzy z policzków. - Co się stało Pani Fabregas? - próbował opanować śmiech.
-Co ty tu robisz? - zignorowałem jego pytanie.
-Nie pamiętasz? Aż tak się nachlałeś?
-Najwyraźniej... - Nie chciałem mu mówić, co się stało dziś w nocy.
-Iniesta nie chciał nas zamartwiać podwózką do domu więc wynajął dla wszystkich pokoje w pobliskim hotelu.
-To miło z jego strony. Geri, mogę skorzystać z twojej łazienki?
-Pewnie, wchodź.
Przekroczyłem próg ich apartamentu. Zobaczyłem Shakirę siedzącą przy stole i zajadającą jajecznice.
-Cześć Francesco.
-Oh walcie się...
Ruszyłem w kierunku łazienki, a za sobą usłyszałem tylko ciche chichoty znajomych. Zostawiłem uchylone drzwi i podszedłem do umywalki. Oparłem na niej pewnie swoje umięśnione ręce, opuściłem głowę, zamknąłem oczy i uroniłem łzę. Jedną, małą kropelkę słonej łzy, która tyle znaczyła. Dawno nie uroniłem ani jednej. Zapomniałem jak to jest. Zapomniałem jaki ból czuje się w sercu kiedy spływa ona po twoim gładkim policzku, a następnie spada jednostajnie wprost do umywalki, cicho oddając przy tym plusk. To boli. Boli kiedy pomyśli się, że ta łza była zadedykowana jej. Dziewczynie, która tak zaplątała mi w głowie. Pociągnąłem nosem podnosząc głowę i patrząc na swoje odbicie w lustrze. W myślach krążyły mi przeróżne pytania. Kim tak naprawdę jestem? Co mam zrobić? Kim jest dla mnie Sara? A kim Danielle? Co mam teraz zrobić? Czułem jakby zaraz mózg miałby mi eksplodować.
-Jesteś idiotą. - powiedziałem do swojego odbicia w lustrze, patrząc jak kolejna łza spływa po moim policzku.
-Nie jesteś, misiek. - odwróciłem się energicznie i ujrzałem opartego o framugę drzwi Gerarda. Odepchnął się od nich, a następnie usiadł na brzegu wanny postukując w miejsce obok mnie. - Siadaj.
Posłusznie usiadłem w wyznaczone przez przyjaciela miejsce.
-Wiem wszystko.
-Skąd?
-Debilu, sam cię wpakowałem do jej łóżka!
Popatrzyłem na niego spod łba lekko niedowierzając.
-Ale... Dlaczego?
-Naprawdę nie wiesz?
-Dobra, wiem, rozumiem. Ale Geri.. Nie możesz sterować moim życiem. To mój statek, ja jestem kapitanem. To ja decyduje czy wypłynę na ląd czy popłynę dalej w nieznaną.
-Ale w takim razie gdzie ty zmierzasz?
-Gdzie mnie fale poniosą.
Oczami Sary
Otworzyłam oczy. pierwsze co poczułam to przeszywający ból głowy. Odruchowo za nią chwyciłam sycząc przy tym zacięcie. Przewróciłam się na drugi bok. Już miałam zamknąć oczy i iść dalej spać ale coś zwróciło moją uwagę. Kołdra. Odsłonięta kołdra, jakby ktoś właśnie z niej wstał. I pomięta poduszka. Odwróciłam głowę. Po całej połowie pokoju porozrzucane były moje ubrania. Zajrzałam pod kołdrę. O nie... Co się stało? Opadłam głową na poduszkę. Wiedziałam że już nie zasnę. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Nie jestem u siebie. Więc gdzie jestem? Kakaowo-beżowe ściany i tony obrazów na nich nadawały temu miejscu miłe ciepło. Więc tak naprawdę gdzie jestem? I kim była tajemnicza postać lężąca obok mnie w łóżku? Odrzucając od siebie kolejne nurtujące pytania, owinęłam się kołdrą, chwyciłam swoje ubrania i wyszłam za drzwi z zamiarem odwiedzenia łazienki. Zamknęłam drzwi i.. chwila.. jestem na holu hotelowym? Jak..? Ehh, nieważne. Muszę szybko wrócić do pokoju. Szarpałam za klamkę ale nic z tego. Drzwi zatrzaskowe. Szlak by to trafił! Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do pokoju obok. Zapukałam, z nadzieją, że zastanę kogoś w środku
Oczami Cesca
Pukanie rozległo się po całym apartamencie.
-Pójdę otworzyć. - wstał i zostawił uchylone drzwi, dzięki czemu wszystko widziałem.
Pociągnął do siebie drzwi, a blade światło rozjaśniło jego ciało. Uśmiechnął się szeroko prowadząc z postacią krótki dialog. Na koniec przytaknął kilka razy i wskazał na pomieszczenie w którym się aktualnie znajduję. Odsunął się na bok, robiąc miejsce. I wtedy ujrzałem ją. Rozpromienioną, owinięta sama kołdrą. Zamieniła jeszcze kilka słów z Pique, przywitała się z Shakirą i ruszyła do łazienki. Stąpała cichutko po panelach swoimi gołymi stopami. Weszła przez uchylone drzwi i uśmiechnęła się jeszcze bardziej kiedy mnie zobaczyła.
-Cześć Cesc.
-Hej Sara.
-Ekhem.. Fajny szlafrok.. - zasłoniła usta by nie wybuchnąć śmiechem.
-Następna no! No ludzie, trochę szacunku!
-Już już Francesco nie wolno się denerwować w ciąży! - poklepała mnie po brzuchu.
-W ciąży?! - zrobiłem obrażoną minę.
-Ależ Francesco nie tak gwałtownie! Toż to bardzo szczęśliwa wiadomość!
-Wyglądam w tym bardzo seksownie.
-Co ćpałeś? - zaśmiała się - Od kiedy to facet dobrze wygląda w różowym szlafroku, kotku?
-Spadaj dobra?! - zaśmiałem się wychodząc z łazienki, aby mogła się przebrać.
-Fabregas! Stop! Nie ruszaj sie! - usłyszałem za sobą krzyk Sary. Stanąłem nieruchomo. Usłyszałem jak zbliża się do mnie. Chwila ciszy i... Zarobiłem siarczystego klapsa w pośladki.
-No dżago, teraz możesz iść! - zaśmiała się głośno i zamknęła w łazience.
________
Cześć cześć wróciłam z odcinkiem :D Znowu taka długa przerwa, przepraszam ._. Za miesiąc będę miała ferie więc coś tam się napisze na pewno :D Mile widziane komentarze, oczywiście C:
WAŻNE: OD NASTĘPNEGO ODCINKA ZMIENIAM IMIĘ 'SARA' NA 'ANIA' (CHYBA WIADOMO CZEMU XD)
Do następnego misiaki :*